1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa, i pierwsze bomby hitlerowskie spadły na drogi kolejowe Lwowa. Ale mimo wojny, życie codzienne Lwowa nie przestawało tętnić. W restauracjach i barach huczała muzyka, funkcjonowało 25 kin, w których pokazywano wówczas filmy wojenne.
Życie codzienne - to podstawa, ośrodek, szkielet naszego istnienia. Polityka, ideologia, kultura, perturbacje historyczne, kryzysy gospodarcze, niszczące wojny są tylko nawarstwieniem, a samo życie na zawsze pozostaje tym, czym jest, gdyż ludzie musza jeść, pić i nawet w trudnym czasie modnie się ubierać, oddawać się rozrywkom, czytać i tańczyć.
Proponowany cykl publikacji będzie poświęcony latopisowi życia codziennego Lwowa w ciągu tych ostatnich dziesięcioleci, które tak zmieniły jego urbanistyczną istotę, jego kod lokacyjny, wreszcie, jego lwowskość. Ale Lwów nie zniknie dopóki nie znikną jego sakralne kamienia, otóż, on musi dostosowywać się do życia codziennego tych lwowian, których zsyła mu Pan Bóg. A ci lwowianie żyli i żyją właśnie tym życiem codziennym, w którym coś jedzą, piją, palą, coś ubierają, kupują, słuchają, oglądają, czymś jeżdżą etc.
O tym, co najciekawsze, co towarzyszy nam na co dzień, będziemy mówić w cyklu artykułów w życiu codziennym Lwowa zaczynając od 1939 roku...
Pod koniec lat 30-ch ubiegłego stulecia Lwów wyplątywał się z więzów światowego kryzysu gospodarczego, sprawy samorządu miasta były szeroko wyświetlane w prasie i w radiu. Potężnie rozwijała się branża budowlana, w której zatrudnionych było 15 tys. pracowników. Na kilka lat przed podpisaniem paktu Ribbentrop-Mołotow we Lwowie zbudowano 974 kamienicy i 965 domów jednorodzinnych, w tym czasie w mieście zbudowano 4 kościoły, 8 szkół, 5 szpitali, basen na Zamarstynowie, budynek ROKSu i wiele innych słynnych obiektów. W tamtych latach faktycznie przebudowano 35,5% lwowskich ulic.
Miasto następowało na przedmieście. Planowaniem i zabudową całych osiedli zajmowało się Towarzystwo osiedli robotniczych, szczególnie na Sygniówce, Żelaznej Wodzie i Kolonii Profesorskiej. Nowobudowane prywatne wille na osiedlu Własna Strzecha(nieparzyste numery dzisiejszej ul. Panasa Myrnego od ul. Iwana Franki do skrzyżowania z ul. Energetyczną) można było kupić za 7 600 zł., a kto nie miał tyle pieniędzy, aby zapłacić od razu, otrzymywał pożyczkę na 20 lat (nie do wiary, ale na rok płaciło się 380 zł, podczas gdy średnia wynagrodzenia miesięcznego niekwalifikowanego pracownika stanowiła 120 zł) i do 1959 roku ludzie powinni byli do końca wypłacić pożyczkę.
Znacznie rozwinęło się zazielenienie miasta, które pod tym względem pomogło wydostać się Lwowu na pierwsze pozycje w Europie. Ilość drzew na ulicach wzrosła od 8 505 w 1934 roku do 14 626 w 1938. Została przeprowadzona modernizacja miejskiej stacji elektrycznej, rzeźni, gazowni, sieci wodociągów i kanalizacji, zakładów oczyszczenia miasta, rozpoczęto budowę nowej zajezdni tramwajowej...
Ale już nieodwracalnie nasuwał się czas „X", tektoniczny wybuch, geopolityczne trzęsienie ziemi, niebezpieczne ponowne uruchomienie historii, kiedy znów nie odnajdziemy nie zapisanych plików kultury, duchowości i samego ludzkiego materiału. To były czasy, kiedy pozostawało szare dawne lwowskie kamienie, a jego biologiczne nadzienie rozmiażdżało się, wymywało się, rozchodziło się, aż wreszcie zostało pochłonięte przez niebyt: wieczyste matrymonialne doświadczenie wielokulturowej lwowskiej społeczności poszło z prochem, znikł stary Lwów z setkami tysięcy swoich starych lwowian i nigdy już nie wróci...
1939 rok tnie na połowę kontekst historii, brudną szmatą wyciera wieczyste tablice i bagnetem wydrapuje nowe symbole...
1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa, i pierwsze bomby hitlerowskie spadły na drogi kolejowe Lwowa... Ale mimo wojny, życie codzienne Lwowa nie przestawało tętnić. W restauracjach i barach huczała muzyka, funkcjonowało 25 kin, w których pokazywano wówczas filmy wojenne. Do dnia 10 września pracował Wielki Miejski Teatr Operowy. Gimnazje i uczelnie wyższe informowały o egzaminach wstępnych. A w tym czasie trwały ataki lotnicze, do miasta napływali tysięcy uchodźców z Polski, głównie Żydzi. To powodowało wzrost cen, szczególnie mieszkań, co zmusiło wojewodę Bilaka wydać specjalne postanowienie stanowiące zakaz podwyższenia cen.
Już w południe 22 września 1939 roku jednostki 6-j armii generała Golikowa stąpiły na bruk dawnej stolicy Galicji...
„W nocy 22 września 1939 roku armia radziecka zajęła Lwów, - wspominała Karolina Lanckorońska. - Rano poszłam na zakupy. Na ulicach niewielkimi grupami kręcili się żołnierze Armii Czerwonej, którzy nie wyglądali ani radośnie, ani jako dumni zwycięscy. Widziałam ludzi źle ubranych, którzy mieli ziemistą odcień twarzy, byli wyraźnie zaniepokojeni, prawie przestraszeni. Byli ostrożni i bardzo zdziwieni. Długo stali przed witrynami, za którymi widać było różne towary. Dopiero za kilka dni zaczęli wchodzić do sklepów. Tam demonstrowali niezwykłą żwawość. W mojej obecności oficer kupował zabawkę-turkotankę. Przykładał ją do ucha towarzyszowi, i kiedy turkotała, podskakiwali i strasznie wrzeszczeli. Wreszcie ją kupili i wyszli szczęśliwi. Osłupiały właściciel sklepiku po jakiejś chwili milczenia zwrócił się do mnie i zapytał bezradnie: „Jakże to będzie, proszę Pani? Przecież to są oficerowie!".
Ówcześni lwowscy Polacy praktycznie jednogłośnie mówili, że to przyszłą wroga „okupacja moskiewska" - czwarty podział Polski. Natomiast zwykli haliccy Żydzi wyszli na powitanie Armii Czerwonej, trzymając w ręku kwiaty i manifestując autentyczny entuzjazm. Ich radość była tak burzliwa, tak szczera i tak porywająca, że szokowała Polaków, którzy, nie wiadomo dlaczego, uważali Żydów za polskich patriotów i myśleli, że z ich strony okazała się krzycząca niewdzięczność, prawie że zdrada narodowa. Rzecz polegała na tym, że haliccy Żydzi już byli dokładnie poinformowali o teorii i praktyce antysemityzmu Hitlera.
Natomiast większość Ukraińców oceniła inwazję Armii Czerwonej tylko jako zmianę okupantów.
Mieszkańcy Lwowa usiłowali obcować z żołnierzami, ale bez zezwolenia kierowników politycznych i komisarzy żołnierze Armii Czerwonej nie śmieli powiedzieć żadnego słowa. Rządcy polityczni rozmawiali z ludźmi i decydowali, kto z wojaków potrafi obcować z cywilami, a kto nie. Niektórym z żołnierzy radzieckich jednak udało się porozmawiać z miejscowymi Ukraińcami. Wspaniały lwowski pamiętnikarz Jewhen Nakonecznyj tak wspominał te wydarzenia we Lwowie: „Ukraińcy ze Wschodu, trafiwszy do domów Ukraińców Galicji, zobaczywszy obrazy i portrety Szewczenki, nagle znajdowali się w czarującej atmosferze patriotyzmu i religijności, którą sobie nie bardzo wyraźnie wyobrażali i o której ich szczere ukraińskie serce tajemnie marzyło."
Pod koniec września 1939 roku, korzystając z anarchii, proletariat z czerwonymi wstążkami rzucił się na gorzelnię Baczewskiego, do sklepów, w których sprzedawano tytoń, zaczął rozkradać magazyny wojskowe i wyjaśniać osobiste stosunki. Mieszkańcy budynków byli zmuszeni najmować uzbrojoną wartę. Tam, gdzie tego nie robili, zdarzały się napady rozbójnicze. Ale w mieście przebywała jeszcze jakiś czas polska policja publiczna, a Ukraińcy zorganizowali dobrowolną gwardię robotniczą. Niebawem zamiast nich bolszewicy powołali profesjonalną milicję robotniczo-rolniczą.
O wszystkich ważnych problemach w mieście decydowała władza wojskowa, i to trwało do połowy listopada 1939 roku, kiedy to do Lwowa wysłano kierownictwo partyjne. Zaczynając od 1939 roku w Domu Ludowym przy ul. Teatralnej powstał dom Armii Czerwonej, a Wielki Teatr Miejski otrzymał w dodatku „imienia T. Szewczenki".
Wraz z przyjściem nowej władzy do Lwowa stało się tak, że nagle wszystkie liczne prestiżowe dobrze opłacane stanowiska administracyjne na poziomie rejonowym i obwodowym, a także stanowiska w sferze wojskowej, policyjnej, w sądownictwie, szkolnictwie, edukacji, kulturze, stanowiska kierownicze w sferze handlowo-bankowej, w systemie łączności i w przemyśle przestały być dla Polaków dostępne. Pozostały dla nich miejsca obok różnego rodzaju warsztatów, na budowie, w oczyszczalniach miejskich, to znaczy, pod względem społecznym Polaków zrównali z Ukraińcami. Aby przyciągnąć na swoją stronę „braci pokrewnych", o których mówił Mołotow, była przeprowadzana powierzchowna ukrainizacja. W urzędach Lwowa po raz pierwszy zabrzmiał język ukraiński, radio też zaczęło mówić po ukraińsku i puszczano wówczas pieśni ukraińskie. To robiło wrażenie, gdyż za Polski nikt nie słyszał w radiu ukraińskich pieśni.
Ale rzeczywistym krokiem w procesie powstrzymania odwiecznej polonizacji Galicji stało się powszechne wprowadzenie języka ukraińskiego w wykładanie. Tylko w ciągu kilku miesięcy ilość ukraińskich szkół wzrosła z 371 do 5536. Wzrosła również liczba szkół żydowskich - z 23 do 103. Należy podkreślić, że powierzchowna bolszewicka ukrainizacja istotnie nie zmieniła prawdziwego charakteru językowego miasta - Lwów nadal rozmawiał po polsku na ulicach, na targu, w transporcie, na poczcie. Co do szyld, na początku wszystkie polskie zostały zamienione na ukraińskie, ale później powoli na rosyjskie.
21 września 1940 roku Państwowy Teatr Opery i Baletu zaczął ponownie funkcjonować - pokazano w nim operę „Cichy Don". Kiedy za czasów pierwszych sowietów w Teatrze Opery pokazywano dramat Kornijczuka „Bohdan Chmielnicki" i hetman ze sceny głosił, że „będziemy gnać Polaków do Wisły, a jak trzeba - jeszcze dalej!", wśród widzów pojawiał się taki entuzjazm, który trudno było sobie wyobrazić. Ukraińcy ze szczerą radością mówili: „Już nie ma „przystanku tramwajowego", lecz jest „tramwajna zupynka". Kiedy na Uniwersytecie zawiadomili, że jest rozporządzenie prowadzić zajęcia w języku ukraińskim, z tej przyczyny wybuchły owacje.
Z innej strony ludzie opowiadali, że zaczęto wywozić na Syberię jednego, drugiego, trzeciego i nie tylko Ukraińców. Praca w polskiej administracji dorównywała zbrodni. Natychmiast zaaresztowano takich osób, jak prezes sądu apelacyjnego, nawet jego teściową, kobietę w wieku podeszłym. Wynoszono fotele i ładowano na ciężarówkę, aby wywieźć na Syberię. Walka przeciwko „ukraińskim burżuazyjnym nacjonalistom" stała się kluczową w polityce administracji radzieckiej. Represje zaczęły się od członków KPZU (nawet tych, którzy siedzieli w polskich więzieniach i zostali zwolnieni we wrześniu 1939 roku, traktowano tak samo, jak innych klasowo wrogich elementów), a także od socjalistów, polskiej policji i sędziów.
Otóż, uczucia lwowian były sprzeczne, zmieszane, przerażające. Z jednej strony ukrainizacja, z innej - represje...
Zdjęcie ze strony https://www.taziki.net/
Tłumaczenie z języka ukraińskiego Iryna Duch