Wiceprezydent USA Joe Biden 20 lipca rozpoczął swoją podróż Ukrainą i Gruzją, która musi zrównoważyć niedawną wizytę prezydenta Baracka Obamy w Moskwie. I w Kijowie, i w Tbilisi Joe Biden podkreśli, że reformowanie stosunków z Moskwą zupełnie nie oznacza, że Waszyngton gotów jest ofiarować swoimi ciepłymi stosunkami z Gruzją albo Ukrainą. Jednak przyjazd Josepha Bidena to nie tylko wizyta uprzejmości. W odróżnieniu od sekretarza stanu Hilary Clinton, która odpowiada za taktyczną dyplomację, wiceprezydent USA odpowiada za strategiczne planowanie amerykańskiej polityki zewnętrznej - pisze „Kommersant”.
I jego przyjazd, jak podaje gazeta, w tym czy innym kraju w przeddzień ważnych wyborów albo w stanie politycznego kryzysu - to ewidentne świadczenie tego, że Stany nie zamierzają biernie obserwować rozwój wydarzeń, a odwrotnie, są zainteresowane w pewnym rozwiązaniu konfliktu.
Po raz ostatni, na przykład, Joe Biden przyjeżdżał do Libanu wkrótce przed rozstrzygającymi wyborami parlamentarnymi - i wyraźnie dał do zrozumienia, że USA zrewiduje swoją politykę stosunkowo tego kraju w razie zwycięstwa Hezbollahu.
W Gruzji albo na Ukrainie on, oczywiście, tak otwarcie nie będzie mówił o swoich politycznych przewagach, jednak on zamierza wyjaśnić prezydentom obu krajów, że nie należy zahaczać się o władzę, a przyszedł czas, by przekazać rządy innym ludziom.
"Mamy nadzieję, że ci liderzy, z których wiele osób jeszcze niedawno inspirowało nie tylko swój naród, lecz cały region, cały świat, potrafią w swoim powszednim życiu wykonać swoje przedwyborcze obietnice, podjąć trudne dla nich decyzje, potrafią pracować razem" - oświadczył doradca wiceprezydenta ds. narodowego bezpieczeństwa Tony Blinken w przeddzień wizyty.
On również dodał, że na Ukrainie, na przykład, społeczeństwo teraz wyprzedza w rozwoju swoich politycznych liderów, a to znaczy, że liderzy muszą zademonstrować inicjatywę. Faktycznie on uznał, że przyszłe prezydenckie wybory staną się jednym z najważniejszych tematów dla dyskusji Joe Bidena w Kijowie, i nazwał dzisiejszą polityczną sytuację w kraju "politycznym paraliżem".
Dość ciekawy wydaje się rozkład przyszłych spotkań wiceprezydenta Joe Bidena na Ukrainie i w Gruzji. Swój program w Kijowie rozpocznie od dwóch spotkań z prezydentem Wiktorem Juszczenką i premier-minister Julią Tymoszenko.
Po południu ma zaplanowane jeszcze dwa spotkania: ze spikerem parlamentu Wołodymyrem Łytwynem i liderem Partii Regionów Wiktorem Janukowyczem.
Natomiast następnym rozmówcą Joe Bidena będzie Arsenij Jaceniuk - scharakteryzował go Tony Blinken jako "lidera ukraińskiej opozycji". Rozmowa z Jaceniukiem, jednym z możliwym faworytów ukraińskich wyborów, jest ostatnim spotkaniem wiceprezydenta USA na dzisiaj, to znaczy, oni będą miał czas dokładnie porozmawiać o politycznej przyszłości.
Poza tym, wiadomo, że oprócz przyszłych wyborów Joe Biden będzie rozmawiał w Kijowie o gazowych stosunkach między Ukrainą i Rosją, w szczególności o losie kredytu, który MFW ma udzielić Ukrainie.
Co do spotkania Bidenta z prezydentem Gruzji Micheilem Saakaszwilim, to dla obu polityków ono zapowiada się jako skomplikowane. Z jednej strony, Biden jest znany ze swojej sympatii wobec Gruzji.
W zeszłym roku on pilnie przyleciał do Tbilisi podczas wojny, żeby zademonstrować swoje wsparcie dla tego kraju. Z innej strony, w ciągu ostatnich miesięcy on, jak też inni przedstawiciele amerykańskiej administracji, poważnie ochłódł do Saakaszwiliego. Właśnie wiceprezydent Biden zademonstrował gruzińskiemu prezydentowi to, że ten traci przychylność Białego Domu podczas konferencji w Monachium.
Oczekując takiego rozwoju wydarzeń, już wczoraj wieczorem Micheil Saakaszwili ruszył do kontrataku: występując w parlamencie, on oświadczył, że nie opuści swojego stanowiska do 2013 roku, a jednocześnie oskarżył USA o tym, że Stany są posłuszne Rosji i zniszczyły plany członkostwa Gruzji w NATO.