W obronie ukraińskiego Lwowa

13:04, 5 серпня 2008

Lubię piłkę nożną, bo tam jest tablica. Mecz się skończył - wyniki na tablicy. Już potem trenerze, gracze, dziennikarze ogłoszą swoje oceny, później będą kląć sędziego i los. Wysnują teorię zmowy. Ale wynik - na tablicy. Tylko on pozostaje niezmienny.

Ile lat Ukraińcy nie udowadnialiby swoim braciom z Północy, że są odrębnym narodem, że mają swoje państwo niepodległe, swój język, tradycje, kulturę, że Kijów jest starszy od Moskwy, wszystko jedno Ukraina, ich zdaniem, „to część Ojczyzny". Nawet wykształceni i utalentowani Rosjanie w wywiadzie dla ukraińskich mediów powiedzą, że ich prababcia, babcia, ciocia, trzecia żona była „chochłuszką". Nie mówią „Ukraińcy", tylko „chochoły", z tym, że jakoś tak nie po chamsku, jak mówi Żyrinowski, a bardziej przyjaźnie - „chochłuszki".

Mnie ci „chochoły" i „chochłuszki" denerwują. Szczególnie po pustych deklaracjach o tym, że kibicowali naszej Rewolucji Pomarańczowej (proszę dodać do tego stereotypowego zbioru reprezentację piłkarską, kijowskie „Dynamo", barszcz i ukraińskie pieśni ludowe), i teraz mają moralne prawo nas tak nazywać. Jest to coś w rodzaju współczucia, egzotyka, podobna do tej, kiedy niektórzy Amerykanie chwalą się, że ich prababka pochodziła z plemienia sioux lub czirokezi. Przy tym oni są bardzo dumni, a tutaj jakieś nieporozumienie, niby jakiś genetyczny defekt.

Reżyser Bałabanow, autor znanych filmów „Brat" i „Brat-2", także ma „kroplę" naszej krwi. Nie chcę, aby mój syn i moi wnuki kiedykolwiek usłyszeli to zdanie. Nienawidzę słowa „chochoł", nienawidzę słowa „żyd", mam w nosie, że w Polsce tak się mówi i że tak mówili w czasach Franciszka Józefa. Nie jesteśmy w Polsce, i to jest prawdziwy antysemityzm. Żydzi zbudowali swoje państwo, wrócili do języka Tory i wygrali wszystkie wojny. Krwią zapłacili za to, aby traktowano ich z szacunkiem.

I niech u nas słowo „Negr" (Murzyn) to normalne zjawisko, tak samo jak po hiszpańsku „negro" znaczy czarny. Ale jeśli w USA to słowo jest zakazane, a używano określenia Afroamerykanin, to znaczy, że w Stanach tak ma być. Oni walczyli o to. W Stanach panował rasizm, w Stanach był nie tylko pokojowy Marsz na Waszyngton Martina Lutera Kinga, w stanach był również Malcolm X i jego Czarne Pantery - radykałowie, którzy zabijali. King także został zabity.

Ale terror pomnożony na wiarę i ruch masowy dał dobry wynik. Irlandczycy nie z dobrego życia wstąpili w szeregi IRA i słowo „mikki" mało kto w Londynie powie im w twarz. Czy słyszeliście w Rosji dowcipy o Czeczenach?

Nie słyszałem i nie czytałem, żeby ktoś oświadczył, że w jego rodzinie byli kacapy czy moskale. Nie, byli Rosjanie, i ja nie lubię tych słów - „kacap" i „moskal". Są Rosjanie.

Czy oni słyszeli kiedyś taki wyraz „chochołaccy nacjonaliści"? Są „ukraińscy nacjonaliści". Dlatego, że ich się boją i szanują. Nawet więźniowie polityczni nigdy nie wspominają, że siedzieli z chochołami. Wspominają o tym tylko urki. Nie, oni siedzieli tylko z „ukraińskimi nacjonalistami" albo z „banderowcami". Nigdy nie zastanawialiście się dlaczego? Szanowali! A inaczej - z powodu poprawności politycznej, kulturalnie - dla czegoś nie wychodzi.

Już od 17 lat staramy się to zmienić, ale nic. Ukrainka nadal pozostaje „chochłuszką". Oni nie uważają Kijów za ukraińskie miasto, nie chcą uczyć się naszego języka. Nawet dyplomaci, którzy siedzą tam od dziesięciu lat, jak, na przykład, Czernomyrdin i jego małżonka-Ukrainka, i nie tylko on.

Dlatego pozostał nam Lwów. Drogi do odwrotu nie ma. Szczerze powiem, szokują mnie deklaracje o tym, że we Lwowie panuje taki rasizm i ksenofobia, iż studenci-obcokrajowcy uciekają ze Lwowa na Wschód. Dokąd? Do Kijowa, gdzie ich podpalają i zabijają armaturą, rżną w trolejbusach? Czy może do Doniecka, gdzie nawet Juliusa Aghahowę zastraszali, gdy grał za miejscowy „Szachtar".

Wyjeżdżają ci, którzy mają podstawy rosyjskiego i nie chcą się uczyć ukraińskiego, albo z powodów osobistych lub chęci mieszkać w stołecznym Kijowie. Tak, we Lwowie przeginają pod względem marketingu na gruncie narodowościowym. Chodzi o napisy na koszulach czy o plakaty agitacyjne. Ale nie widziałem, żeby ktoś kogoś zabił za koszulę z napisem ZSRR, a w takich koszulach chłopaki spacerują po centrum. Nie znam takiego przypadku, żeby taksówkarz, kelner czy sprzedawczyni odmówili obsługiwać osobę, mówiącą po rosyjsku...

A teraz odnośnie tolerancyjnego Wschodu Ukrainy. Spróbujcie zrobić taki eksperyment w Doniecku, Charkowie, Odessie, Dniepropietrowsku czy Chersoniu. Czy będzie podobna reakcja? Już mam dość tych rozmów, że kijowianie nie mówią i nie będą mówić po ukraińsku, dlatego że nie chcą kaleczyć naszego pięknego języka. To znaczy, że wszystko rozumieją, ale nie są w stanie nic powiedzieć? Tacy tępi? Prawdę mówiąc, to, że we Lwowie istnieje taka sobie aureola wrogiego do wszystkiego obcego Ukrainie miasta, to nie wada, a zaleta, i nawet duża, pod względem turystycznym.

Na Polaków, stanowiących większość lwowskich turystów, to nie działa, oni o tym nie wiedzą. Nie ma mowy o turystach innojęzycznych. Tłumy Rosjan, przyjeżdżających na uzdrowiska do Truskawca i Morszyna, jadą do tego „banderowskiego Lwowa" nie w celu zobaczyć zabytki architektury, a żeby otrzymać porcję adrenaliny na swoistej linii frontu. Jadą i wracają rozczarowani, nie znalazłszy tego wojowniczego Lwowa, a trafiwszy do zwykłego środkowoeuropejskiego miasta, gdzie również jest McDonald's i sprzedają „marożenaje", gdzie są drogie sklepy i restauracje. Wreszcie, kto chce przyjechać cholera wie skąd, na przykład z Saratowa, i zobaczyć tutaj wszystkie rosyjskie realia, taki sam bezosobowy, za przeproszeniem, Kirowograd, czy inny średniostatystyczny potwór. Tutaj przyjeżdżają, żeby zobaczyć coś innego, czego nigdy nie widzieli, o czym nie słyszeli i nie czytali, nawet pod względem ostrych uczuć. (Chodzi o normalnych ludzi. Idioci, zarówno z naszej strony, jak i z ich, nadal żyją, ale przecież muszą lekarze na czymś zarabiać).

Wojowniczy nacjonalizm - to także część miejskiej legendy, chociaż mnie osobiście to się podoba. Nie rozumiem, dlaczego Ukraińcy mają komuś się podobać w swoim własnym mieście. Nie rozumiem, dlaczego ktoś ma nas lubić, pobłażliwie nas traktować, czemu mamy zasłużyć na czyjąś łaskę u siebie w domu? Czy, co gorsze, dlaczego powinniśmy kogoś straszyć, komuś coś udowadniać? Ale tak jest, inaczej się nie da. Tak, wiele rzeczy we Lwowie nie układa się tak, jak by się chciało, ale jest lepiej, niż na Północy i na Wschodzie. A jeśli coś nie gra, to przez to, iż innego wyjścia nie ma: Lwów - to nasza ostatnia ukraińska barykada w walce z szowinizmem. Dlatego tutaj słowami na kształt „chochoł", w odróżnieniu od Kijowa, ludzie się nie rozrzucają.

To podczas meczu piłkarskiego stadion jęczy i płacze, a trener szaleje - jego mość wynik na tablicy. Otóż, dla Ukraińców takim miejscem, gdzie nikt nie podważa ich ukraińskiej duszy i serca, gdzie na tablicy znajduje się wynik - jest Lwów.

I wtedy, gdzie, jak nie tutaj, i kto, jak nie lwowianie.

I wtedy, pamięć o tych, kto za to zapłacił krwią, nigdy nie zatrze się.

 

Zdjęcie ze strony https://www.svitlytsia.crimea.ua/

 

Tłumaczenie z ukraińskiego Iryny Duch

Довiдка ZAXID.NET