Płacz księżniczki Jarosławny pod pomnikiem Szewczenki
Dlaczego jesteśmy tacy smutni, a komentarze w sieci tak beznadziejne? Nie wiem. Klimat jest umiarkowany, żadnych trzęsieni ziemi, żadnych tsunami, powodzi, pustynnych posuch i arktycznych mrozów? Wszystko w normie! Historia nasza jest niewesoła, ale, Kurdowie, podzieleni pomiędzy trzema państwami, dotychczas nie mają własnego państwa.
Nie wspominam już o Palestyńczykach...
Jeśli robota „nie idzie", Hiszpanie spotykają się w barze i zamawiają carajillo albo chopito: to 30-miligramowa szklanka wina. Kiedy poważnie i długo siedzą, świętują, piją z copa - wielkiego kubka. Ludzie cieszą się życiem. Być może, wpływ na to ma ciepły klimat.
W analogicznych sytuacjach Rosjanie piją do utraty świadomości, Amerykanie przypominają lata 60-te - «live fast and die young» („żyj szybko, umrzyj młodo"), Brazylijczycy grają w piłkę, Argentyńczycy tańczą tanga, a Ukraińcy... Ukraińcy gromadzą się w centrum Lwowa przy pomniku Szewczenki i zaczynają chórem śpiewać długie i smutne pieśni, klnąc Moskwę, Polskę, Żydów, komunistów, sąsiadów. Zgadzam się, że trochę przesadziłem, ale tylko trochę...
Jeśli na ulicach Barcelony spotykają się dwie señory, wykrzykują „Hola! Świetnie dzisiaj wyglądasz, jesteś przepiękna!" Tak rozmawiają między sobą 80-letnie panie. Hiszpanie uważają, że człowiek zawsze jest młody i piękny. Rozmowa o wieku - to tabu, o tym mówią tylko cudzoziemcy, zwłaszcza ci, którzy przyjechali z byłego Związku Radzieckiego.
Jeśli na wystawie kwiatów, psów lub słodyczy spotykają się dwie brytyjskie grandmothers, swoją rozmowę zaczynają od pogody: „Dziś ładna pogoda, prawda?" Dalej rozmowa powoli przechodzi do przypominania dawnych dobrych czasów i problemów królewskiej rodziny. O chorobach rozmawiają tylko z lekarzem. Nie wypada otwierać przed wszystkimi serce, użalać się nad sobą - mustn't grumble („nie mogę narzekać"). To analog do amerykańskiego no problems. Tabu.
Kiedy na placu Pigal w Paryżu spotykają się dwie amerykańskie turystki, których wiek, obydwóch łącznie sięga trzystu lat, i jedna drugą pyta „Jak się pani ma?" (How are doing?), należy odpowiedzieć „fine", dziękuję, nawet jeśli rozmówca została sparaliżowana. Nikogo nie interesuje to, że komuś coś skradziono, że komuś zdechł kot, że Hilary nie zostanie prezydentem i że ktoś nie ma pojęcia, kim jest Mona Lisa. Jeśli ktoś powie, że ma poważne kłopoty, nikt go nie zrozumie. To tak samo, jak zapytać „Ile pan zarabia?". Więc, wszystko to jest gorsze od tabu.
Kiedy w kilometrowej kolejce do kasy oszczędnościowej, w przepełnionym pociągu, podczas spaceru z wnukami czy na działce spotykają się sponiewierane życiem i zgryzotami ukraińskie babcie, od razu zaczynają skarżyć się na stan zdrowia, wnuków, zięcia, synową, dzieci, lekarzy, spółdzielnię mieszkaniową, władzę, ceny, pogodę, urodzaj, czasy i młodzież. Wiek tutaj nie odgrywa decydującej roli.
Kiedy w „marszrutce" nie spotykają się, a napotykają na siebie dwie Ukrainki w średnim wieku, również zaczynają narzekać na kierowcę tejże „marszrutki", na swoich hipotetycznych kochanków, teściowych, mężów, na ich wynagrodzenie, ich dzieci, ich twardość, na swoje zmęczenie i, oczywiście, pod koniec na swoje stracone życie. Mężczyźni mają do omówienia lokalną gazetę, piwo, prezentację piłkarską i tego głupka, który zajął stanowisko nad ich prezesem. Po czym następuje fala, nie, nie sympatii - współczucie i zrozumienie opanowuje obydwu mężczyzn.
Ukraińcy potrafią, lubią i umieją narzekać, przy czym robią to wszędzie, często i długo. W domu, w pracy, w gabinecie lekarza, w transporcie, przy kawie, na trybunie parlamentarnej, w cudzym łóżku i nawet w trumnie. Nie daj, Panie Boże, żeby ktoś powiedział, że wszystko dobrze, albo (jeszcze gorzej) ktoś zacznie się chwalić swoimi sukcesami. Sukces bliźniego Ukraińcy traktują jako osobistą obrazę. Maksymalnie (w sensie czegoś pozytywnego), co można usłyszeć z ust Ukraińca w odpowiedzi na pytanie „Jak leci?" - „nic nie pytaj; może być; tak sobie; powolutku; jakoś to będzie; zawsze tak nie będzie; Pan Bóg jest dobry..." Właśnie dlatego tak nie lubimy agentów reklamowych, cudzoziemców i Świadków Jehowy, od których na kilometr „cuchnie" zdrowym optymizmem i niezłomną wiarą w światłą przyszłość, swoją i całej ludzkości.
„Hola! Señorita, proszę pilnować swego męża, - mówią Hiszpanki. - To taki przystojniak!" To zdanie dotyczyło mężczyzny w wieku poza sto lat i który nawet mając 25 chyba wcale nie był żadnym przystojniakiem.
Anglicy nie stosują do mężczyzn określenia „ładny" - beautiful (ładnymi bywają kobiety, samochody i geje"). Co do mężczyzny, najwyżej mogą powiedzieć good looking (mężczyzna, który dobrze wygląda"), jeśli jest miliarderem albo reklamuje środki do golenia, a w dodatku nazywa się Beckham.
Amerykanie wariantów nie mają - albo on przyjechał z Hollywoodu, albo jego małżonką jest Angelina Jolie, albo jego zdjęcie znajduje się na wszystkich okładkach kobiecych czasopism, albo zajmuje pierwsze miejsce na sex-liście czasopisma Peoples i nazywa się Pitt - wtedy można użyć słowa hansome, coś w rodzaju „sympatyczny, przystojny".
Rosyjska wersja - to kiedy mężczyźni są porównywani do krokodyli, i te zielone potwory nie przegrywają. Po prostu prawdziwy „mużyk" nie jest do nich podobny, on jest „potężny, swędzący i włochaty". Przystojniak - to bardzo wątpliwy komplement dla Rosjanina.
Ukrainki są przekonane, że nic pożytecznego z piękna nie ma (jego mama jest bardzo ładna, tata również, a do kogo on jest podobny - nie wiadomo), dlatego najważniejsze dla nich są pieniądze. Bohaterki uczynek zawarcia ślubu naszej miss świata - to nie wyjątek, lecz reguła. Połowa ukraińskich kobiet jej zazdrości. Najwyższy komplement dla ukraińskiego mężczyzny z ust jego małżonki - „dobry".
Kiedy pośród tundry, tajgi, równikowej Afryki, w pobliżu Wielkiego Muru Chińskiego czy Trafalgar Square spotyka się dwóch Rosjan, głośno wykrzykują „Kolan, Tolan, Edik. Wasia..." Gdy ktoś nie może przypomnieć imienia, stosuje sprawdzonej metody - „stary, ziomek, braciszek i in.". W najgorszym przypadku, mówi się jak do kelnera „czielowiek" („człowieku"). Po powitaniu wzajemnie mocno klepią ręką po ramieniu i idą świętować to radosne wydarzenie. Przed zakończeniem pijatyki - wychwalanie się małżonkami, wynagrodzeniem, stanowiskiem, samochodami, kochankami. Na zakończenie - „masaż twarzy". Jest tak dlatego, że tajemnicza rosyjska dusza jest otwarta, a „życie - to pieśń", albo „los", przed którym nie uciekniesz, dlatego trzeba naleć i wypić. Ukraińcy przy spotkaniu strasznie sobie zazdroszczą. Skąd ma Rolexa (ukradł?), dyplom i prawo jazdy (kupił?)?
Inna rzecz - Hiszpania. Tutaj fakt istnienia jest pojmowany bez fatalizmu, jako dar, święto, dzięki czemu przy spotkaniu ludzie obdarzają siebie wzajemnie nadzieją, optymizmem, pragnieniem życia. Anglosasi traktują życie bez żadnych komplikacji, jak plan produkcyjny na 5, 10, 15, 100 lat,- friendship, relationship, life biznes, family biznes, end story. Żadnych zbędnych emocji.
Ukraińscy traktują życie jako karę, walkę (nigdy ze sobą i własnymi niedociągnięciami), wiec, jako nieskończoną smutną pieśń, w której ciągle pojawiają się połamane drzewa, - pałające sosny, łamane kaliny, zrąbane topole, tarnina, która kwitnie, a jej kwiaty opadają; stare dęby na Podzamczu i aktywni bohaterowie, walczący z wrogami - chłopacy, kozacy, partyzanci, powstańcy i Strzelcy Siczowi.
Ukraińcy żyją bardzo energicznie w przerwie pomiędzy lekcjami, armią i życiem cywilnym, urlopami, rozwodami, zawarciami małżeństw; rezygnacją z pracy, wizytami do Polski bardzo wielkim kosztem, w celu spodobać się obcym kobietom, wyborami prezydenta, przechadzką do apteki, supermarketu i do Kościoła, do lekarza, otrzymaniem emerytury i pogrzebem.
To nasza córka ma wyjść za mąż, aby sąsiedzi mogli spokojnie spać, a „chata z kraju", „krowa zdechła", „stodoła spłonęła", a „kołchoz" sto lat bez urodzaju. Stałe poszukiwanie wroga i pragnienie wskazać na imperialne ambicje imperium, teraz imperium ropy i gazu, niechęć przyznać się do swoich grzechów i zacząć coś robić, na nikogo nie patrząc, w tym na NATO.
Dlaczego sukces innej osoby nie jest przykładem, który trzeba naśladować, nie jest powodem ku radości razem z kimś, komu się coś udało, co znaczy, iż jest to możliwe także dla nas, jutro. I kiedy wreszcie pod pomnik Szewczenki we Lwowie przyjdzie jakiś inny chór i zaśpiewa optymistyczne i wesołe pieśni?
Zdjęcie ze strony https://www.flickr.com/
Tłumaczenie z języka ukraińskiego Iryny Duch