Nostalgia albo EX ORIENTE TENEBRIS
Lwów rabują tak, jak rabował Chmielnicki wraz z Tatarami i Moskwą, jak rabowali Szwedzi wraz z Mazepą. Lwów ? to kraniec historii?
Kiedyś dawno temu, będąc jeszcze uczniem szkoły zawodowej, po obejrzeniu filmu „Faworyci księżyca" zechciało mi się zatrzymać humor, który miałem po obejrzeniu filmu. Spacerowałem uliczkami i wyobrażałem sobie, iż jestem świadkiem wydarzeń, zainspirowanych Ioseliani. Fabuła tego filmu rozgrywała się w Paryżu; ta też on był nakręcany.
Szedłem po Lwowie, dzień zmieniała noc, lekko padało i na uliczkach prawie nie spotykałem ludzi. Moja wyobraźnia zatrzymała się na pomarańczach. To znaczy, na kadrach z filmu, gdzie pomarańcze się rozsypują po chodniku. Chodnik i szarość radzieckiego brudu na nim powróciły mnie do rzeczywistości. Nie lubiłem radzieckiej rzeczywistości, ona nie pasowała do mego Lwowa. Mój dziadek urodził się we Lwowie w czasie Autonomii Galicyjskiej (to znaczy w Imperium Habsburgów), i on nie lubił wszystkiego, co było radzieckie; mój tata urodził się we Lwowie w czasach Rzeczypospolitej, on nie lubił tego, co należało do epoki radzieckiej; ja urodziłem się we Lwowie w czasach Ukrainy Radzieckiej, i też nie lubiłem „radzieckości".
Nie lubiłem nic, co przynależało do tej epoki. Ta „radzieckość" była nieatrakcyjnym pod względem estetycznym złem, robotniczo-wieśniackim doktrynerstwem, które doprowadziło Lwów do katastrofy. Z miasta wygnano większość jego mieszkańców tylko ze względu na ich narodowość. System budował ład na zasadzie złej strony istoty ludzkiej. Odbyła się całkowita deklasacja kultury miejskiej, relacje międzyludzkie zostały pozbawione personalizmu etycznego.
Błąkając się po Lwowie, rozglądałem fasady kamienic. Widziałem w nich ślady kul, takich świadectw było nieobliczalnie dużo, i ja odtwarzam w mojej wyobraźni tę ostatnią bitwę mego miasta. Byłem dumny z okien lwowskich kamienic, gdyż one wywoływały lęk, były niebezpieczne, z nich wylatywała kara na tych, kto chciał pozbawić lwowian ich świętego prawa na ludzkie szczęście.
Lubiłem słuchać mowę mego dziadka, mowę nieradzieckich lwowian. Lubiłem ich obserwować, oni bardzo się wyróżniali spośród radzieckiej szarości, dlatego nie mieli szans przetrwać. Ich indywidualności i ich ancugi, kapelusze i melony, kapelusiki i rękawiczki stworzyły mój stereotyp lwowianina.
Ukraiński język literacki kojarzył mi się z „radzieckością" bardziej, niżeli język rosyjski. Ciężko było mi się pogodzić z tym, że język cywilizacji lwowskiej ma być wyeliminowany przez dialekt połtawskiej gubernii. Ale tak się stało. „Owoce" otrzymały nazwę „chwrukty", „horodyna" - „owoce", „brama" stała się „pidjizdem", „piwnica" - „pidwałem", parter - pierwszym piętrem, pierwsze - drugim, „cześć" i „serwus" zamieniły się na „prywit"; placek stał się pierogiem, pieróg „warenykiem", szczura nazwano „świnią", to znaczy, „paciukiem", a „piec" w ogóle otrzymał nazwę żeńskiego narządu płciowego małych rozmiarów, czyli „piczka".
Tęskniłem za lepszymi czasami mego miasta. Za sławą stolicy Rusi Czerwonej - jako miasta cywilizacji i oświaty. Za tym czasem, kiedy prawie każdy lepszy lwowski kupiec był doktorem filozofii, prawa lub medycyny. Za czasem, kiedy Lwowska Rada miała najmądrzejszych patrycjuszy. Tych, którzy po ukończeniu Uniwersytetu Krakowskiego studiowali na uniwersytetach Bolonii, Padwy, Rzymu, Paryża...
Lubiłem „leopolizację": Kalba został Kalbczykiem, Kraus Krauzowskim, potomkowie Wolfganga Schozca zostali Wolfowiczami, a potomkowie Wiśniowskiego - Ambrekami, Nogi otrzymały nazwę Pedianusów, Gęsionki - Syktów, a Śmieszki Helasinusów. Niektóre osoby z lwowskiego bractwa cechowego otrzymały następujące nazwiska: Triasyholowa, Kozymleko, Piszczymucha, Neranowstaw, Moryszkapka. Niemieccy budowniczowie z kolei zaczęli się nazywać Przychylny, Życzliwy, Sprytny...
Już nie ma Związku Radzieckiego. Odrodziła się Ukraina, a wraz z nią feudalizm i hetmanszczyzna, ruina i machnowszczyzna. Lwów rabują tak, jak rabował Chmielnicki wraz z Tatarami i Moskwą, jak rabowali Szwedzi wraz z Mazepą. Przyszłość Lwowa jest taka sama, jak przyszłość Sum. Smutno. Nas nie kolonizują Austriacy, już nie będziemy jedną ze stolic Europejskich, nie wywalczymy sobie autonomii, do nas nie przyjadą z Wiednia i Pragi malarze i rzeźbiarze, profesorowie i inżynierowie. Otto Wagner nie będzie projektować Sejmu Galicyjskiego. Już nie będziemy bogatsi dzięki lwowskiej przedsiębiorczości i karpackiej nafcie. Ze Lwowa uciekną malarze, rzeźbiarze, profesorowie i inżynierowie...
Lepsze czasy pozostały w przeszłości, one były związane z innymi państwami. Stało się tak, że narody, które rozbudowywały miasto, traciły swoje ojczyzny. Lwów - to kraniec historii. Lwów jest skazany na nostalgię.
Szanowni panie, panny i panowie - przepraszam, że niepotrzebnie zabrałem państwu czas. Proszę mi wybaczyć mi mój styl, moje „JA" i „MNIE" prawie w każdym zdaniu!
Notka biograficzna
Wołodymyr Kostyrko - lwowski malarz-konceptualista
Fotografia www.vgolos.com.ua
Tłumaczenie z języka ukraińskiego Iryny Duch