Pierwsze gruzińskie lekcje dla Ukrainy
Wydarzenia w Gruzji, moim zdaniem, miałyby pozganiać każdego przytomnego ukraińskiego polityka (jeżeli tacy są) z leżaków w Gurzufie lub na Majorce, gdyż tak mocny zapach prochu powiał nad Ukrainą. Jednak leniwe plemię złodziejów kieszonkowych, rządzące dziś Ukrainą (definicja natrętnego analityka Jewhena Żerebieckiego), nie jest w stanie ani uświadomić tego, co się dzieje, a tym bardziej adekwatnie na to zareagować.
Otóż, gdzie jest Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, podczas gdy rozpinają naszego najbliższego i chyba jedynego sojusznika? Wreszcie gdzie jest państwo jako takie?
Dlatego moja pierwsza uwaga była przykuta właśnie do nich - naszych przywódców i ich reakcji w warunkach prawdziwego bezpieczeństwa. Ponieważ chodzi nie tylko o Gruzję, ale również o Ukrainę. Wyniki nie cieszą. Żadnej istotnej mobilizacji klasy politycznej się nie odbyło. Obawiam się, że jej nie będzie także wtedy, kiedy „zwycięskie statki rosyjskie będą wchodzić do zalewu Sewastopolskiego". I nikt nie wątpi, że po ich „zwycięstwie" wrócą do Sewastopola.
Złodziejska banda, która opanowała całym krajem, będzie mieć sprawę z „odmorozkami" i kagebistami - i nie wątpię, że od razu wejdą do dziur. Albo ucieknie do Nicei lub Karłowych War. Jeśli nie uda się okazać Moskwie, stolicy Rosji.
Prawie w żaden sposób nie zareagowało rozleniwione na plażach i społeczeństwo ukraińskie. Niby nie zdaje sobie sprawę z tego, że niezależnie od tego, w którym języku się rozmawia obecnie w Cchinwali - wszystko jedno nie ma gdzie mieszkać - miasto zostało zburzone, chociaż powróciło do „matuszki Rosji". Ludzie rozbiegli się wszędzie, gdzie było można. Że taki scenariusz łatwo może powtórzyć się nie tylko w Sewastopolu, ale także we Lwowie: zrzucić bombę na plac Rynek we Lwowie - to igraszki dla śmiałych rosyjskich wojaków. W nasz czas nikt nie walczy na frontach. Chociaż „lwowskie śródmieście - to dziedzictwo historyczne ludzkości, znajdujące się pod opieką bezsilnego UNESCO", to dla mieszkańców Oriechowo-Zujewo ono jest tylko kolejnym poligonem. Być może, dotychczas ktoś wątpił w to? Powinniśmy stwierdzić, że rząd ukraiński ma, jak zawsze, dwa problemy - całkowity brak porozumienia i paraliż woli. Co prawda, niektórzy z najwyższych przedstawicieli władzy świadomie milczą, jak, na przykład, szefowa naszego rządu Julia Tymoszenko i przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy Arsenij Jaceniuk. Chciałbym wreszcie usłyszeć zdanie tych byłych pretendentów na stanowisko prezydenta Ukrainy w ten czas kryzysu również i dla naszego kraju. Albo umówili się z kimś, albo po prostu są przestraszeni. Mimo całej mojej ironii wobec władzy prezydenckiej - Wiktor Juszczenko jednak coś robi. Co prawda, siła jego woli też niewiadoma. Jednak, myślę, że w tej sytuacji należy jednoczyć się wokół niego (nie trzeba jednak mylić jego samego z jego otoczeniem). Chociaż to nie znaczy, że on otrzyma kolejną indulgencję, aby po raz drugi zostać prezydentem. Gdyż praktycznie już stracił zaufanie. Ale innego nie ma. Chytry szczur siedzi pod miotłą.
Następne - to grupy lobbystyczne, które dumnie nazywają siebie partiami. Od nich otrzymaliśmy tylko wątle oświadczenie. Niewątpliwie napisane pod palącym słońcem i nie wstając z leżaka. Żadnych prawdziwych akcji politycznych jako działań nie istnieje. Jeśli nie brać pod uwagę podkupionych tymi samymi „rosyjskimi „twórcami pokoju" grupek starych komunistek pod ambasadą Gruzji w Kijowie. A gdzie są nasi nacjonaliści i twardzi demokraci nacjonalistyczni? Gdzie nasza kochana partia „Swoboda", Ruch, Nasza Ukraina? Też na leżakach. Przynajmniej znani mi liderzy są właśnie tam.
Wygląda na to, że media też są bardzo powściągliwe. Wiadomo, że większość z nich są kontrolowane przez Rosję, zwłaszcza jeśli chodzi o telewizję. Dziś najważniejszym celem dla nas jest zobaczyć, jakim dobrym był prezydent Leonid Kuczma. Jednak poważnej analizy nawet na portalach internetowych nie ma. Wszystkie czaty są przepełnione komentarzami pracowników rosyjskich służb bezpieczeństwa - dniami i nocami oni piszą reakcje i zastraszają autorów. Aby nikt nawet nie mógł pisnąć w tej Chochlandii. Tu chyba dzieją się prawdziwie szalone rzeczy! Ale wróćmy do samej istoty rzeczy - dlaczego Rosja tak uparcie nie chcę zakończyć wojny? Czy tylko nienawiść wobec mniej lub więcej demokratycznego reżimu w Gruzji kieruje tandemem Putina-Miedwiediewa? Myślę, że nie.
To zetknięcie w niewielkiej Gruzji jest znaczące dla całego świata. Oczywiście, chodzi o zmianę całego układu świata. Rosja pozwoliła uświadomić, przede wszystkim USA, że całkowicie wyszła z kryzysu, do którego doprowadził rozpad ZSRR. Rosja pokazuje Stanom Zjednoczonym, że w żaden sposób nie potrafią wpłynąć na to, co się dzieje nie tylko w Gruzji (i będzie się dziać na wszystkich peryferiach Rosji łącznie z Ukrainą) ale, co najważniejsze, w samej Rosji.
Przyczyną tego jest ogólny rozwój sytuacji geopolitycznej na świecie i szereg błędów, które popełniły USA. Na przykład, uznanie niepodległości Kosowa. Po co to było potrzebne Stanom Zjednoczonym - to zagadka nawet dla samych Amerykanów. Rzecz jasna, że po tym wydarzeniu światowe status quo został obalony. Co prawda, myślę, że nawet mimo Kosowa Rosja w każdym razie zdecydowałaby się na tę lub inną awanturę. Po prostu ona odczuła, że Zachód nie ma jedynego stanowiska wobec tej sprawy (nie bez pomocy Gazpromu i Federalnej Służby Bezpieczeństwa) - pozycja UE jest niezdecydowana i brak w niej jedności, Niemcy sprowokowały agresję Rosji w Gruzji, zablokowawszy jej zbliżenie z NATO. Tak samo, jak promocję Ukrainy w NATO. Zaostrzyły się sprzeczności ekonomiczne pomiędzy UE oraz USA.
Jednocześnie Stany Zjednoczone nadal nie potrafią rozwiązać problemu irańskiego i jego broni atomowej. Wiele krajów nie ma odpowiedzi na pytanie dotyczące tego, czy nie rozmieniły USA małą Gruzję na pomoc Rosji w rozwiązaniu tego problemu? O czym szeptali się Condoleezza Rice i Putin podczas jej ostatniej wizyty do Moskwy?
Jednak wróćmy do wygranych punktów dla Rosji. Co ona zdobywa, podbijając Osetię Południową czy samą Gruzję, jeśli się uda.
Rosja próbuje, jak daleko może zajść, łamiąc normy prawa międzynarodowego. Po ludobójstwie w Czeczenii, które Zachód spokojnie połknął, szeroko otworzyły się wrota dla ekspansji Rosji na Kaukazie. Zachód nadal połyka bombardowanie Tbilisi oraz prowadzenie wojny z Ukrainy jako przyczółku dla rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Otóż, także i Ukraina w ten lub inny sposób „walczy" przeciwko przyjacielskiej Gruzji. Przy czym nikt ją nawet o tym nie pyta. Co więcej - grożą jej ze sztabu rosyjskich sił zbrojnych oraz rosyjskiego MSZ. Rosji udało się bardzo łatwo przeprowadzić tę operację. I nie tylko w kierunku gruzińskim, ale także i ukraińskim. Właśnie tutaj byliśmy świadkami niemożności władz ukraińskich oraz dekoracyjności państwa ukraińskiego, które naprawdę nie kontroluje swojego terytorium i swej przestrzeni informacyjnej! I to dopiero początek. Jeśli przybiegniemy do analogii - to te wydarzenie można porównać tylko do okupacji przez Hitlera Ruhru. Nie jest to na razie nawet okupacja Sudetów (jako obrona „rodaków-volksdeutchów). Ewentualne wydarzenia na Krymie (nie ma żadnej wątpliwości, że będzie to traktowane jako „obrona" ludności rosyjskiej i rosyjskojęzycznej) - będą podobne do anszlusu Czechosłowacji.
Kolejnym ważnym zadaniem była całkowite opanowanie złóż i dróg transportu ropy i gazu z Azji Środkowej i Kaukazu do UE. Dotychczas pozostaje jedyna alternatywna droga przez Azerbejdżan, Turcję, Gruzję i, być może, Ukrainę (słynny ale pechowy projekt ropociągu „Odessa-Brody"). Maksymalnym zadaniem dla Rosji jest odciąć UE i Stany Zjednoczone od tych regionów, bogatych na ropę i gaz, stając się przy tym absolutnym monopolistą. Ostatecznie wziąć słabą UE za gardło. Nie można zapominać o tym, że Rosja opanowuje złoża w Libii i w Algerii. Osłoną jest baza wojskowo-morska Federacji Rosyjskiej w Syrii. Dlatego takim ważnym dla niej było wyprzedzić USA i nie dać skoczyć Gruzji (a jednocześnie Ukrainie) pod parasol NATO. Poparły w tym Rosję skorumpowane przez Rosjan niemieccy demokraci socjalistyczni, którzy dotychczas mimo wszystko rządzą niemiecką polityką zewnętrzną. Po tej wojnie zapewne tylko idealista może oczekiwać pozytywnego rozwiązania kwestii udzielenia Gruzji (i Ukrainie) Planu Przystąpienia do NATO. Merkel osobiście ma wszystkie argumenty ponownie, jeśli nie na zawsze, zablokować drogę tego kraju do cywilizowanej wspólnoty. Właśnie to zrobi.
Otóż, 10 lat przygotowania putinowskiej Rosji do rewanżu nie poszły na marne. Rosja jest gotowa do dalszej ekspansji. Podczas gdy nasi geopolitycy i wojskowi eksperci, opracowując doktrynę wojskową, przez wszystkie te lata mówili o braku dla Ukrainy istotnego zagrożenia zewnętrznego i bali się jako ognia rozłożyć nasze systemy obronne na Wschód - bo tam są „bracia". A co będzie, jak się „obrażą"? W wyniku czego gotowość Ukrainy do tego, aby jej nie wykorzystywali, jak tylko chcą, prowadząc wojnę z jej terytorium przeciwko jej sojusznikowi, równa się zeru. A bratuszki-brawi-soldatuszki nie spali. Otóż, trzeba czekać na „siły pokojowe". Jak się mówi - „przyjmuj faszyście granat" (faszystami, rzecz jasna, nazywali, różnych „banderowców" i „mazepińców").
Sytuacja geopolityczna na świecie gwałtownie się zmieniła. Niestety nie na naszą korzyść. W wielkiej grze geopolitycznej Ukraina jest figurą małego znaczenia. W każdym momencie mogą ją rozmienić na solidną wygraną.
Prawo międzynarodowe przeżywa kryzys. Instytucje międzynarodowe są słabe. I nawet przestępczo słabe, co wykorzystuje agresor. Świat znów wrócił do prymatu siły. To godna odpowiedź „postmodernistom" od polityki, którzy coś tam gadali o dyktacie prawa i praw człowieka. Pamiętam moje dyskusje na ten temat z czynnym wiceministrem spraw zagranicznych FRN Hernotem Erlerem. Teraz pełni on funkcje pośrednika pomiędzy Rosją a Gruzją. Moje mu gratulacje.
Ukraina może liczyć tylko na własną siłę. Czyżby nie powtórzenie tezy Bandery? Jednak w tej sytuacji nie mamy żadnego innego wyjścia. W najlepszym przypadku możemy mieć towarzyszy podróży.
Tak, więc, zarówno z sojusznikami, jak i przeciwnikami, należy rozmawiać, stojąc na ukraińskich pragmatycznych pozycjach. Nie ma co się bawić w cywilizowanego człowieka, kiedy banda zbójów znęca się nad tobą w kamerze więziennej. Jeśli UE chce mieć w grudniu-styczniu gaz i ropę u siebie w domu, ona ma bardzo dobrze pilnować pokoju na Ukrainie i w Gruzji - bo nie daj Boże ukraińscy nacjonaliści znów pójdą w lasy i całkowicie zniszczą gazociągi i ropociągi gdzieś na Wołyniu czy w Karpatach. O transporcie ropy do Supsy - nawet nie wspominam.
Mam nadzieję, że Ukraina ma jeszcze czas. Chociaż niestety nie znam wszystkiego. Bo wiele rzeczy się dzieje za kurtyną. Może nas jeszcze nie sprzedano w zamian na jakąś Koreę Północną czy Iran.
Koncepcję bezpieczeństwa kraju należy zrewidować. Powinniśmy na nowo uświadomić sobie cały system niebezpieczeństwa i ryzyk. Należy dogłębnie zrewidować bezpieczeństwo informacyjne państwa, bo inaczej przegramy Ukrainę bez patronów - dosyć jedynych ekranów telewizorów.
Powinna się odbyć konsolidacja narodu, nawet jeśli ona będzie kosztować istotnych ustępstw w polityce wewnętrznej. Bo, podkreślam raz jeszcze - niezależnie od tego, w którym języku będziemy rozmawiać, rosyjskie bomby nie będą wybierać, jak nie wybierają w Gori czy Tbilisi.
Zdjęcie ze strony https://www.lenta.ru/
Tłumaczenie z ukraińskiego Iryny Duch