SBU zajmie się monitoringem antyukraińskich wyrażeń rosyjskich polityków?
"Rosja wysyła różnych polityków, które swoimi oświadczeniami sondują sytuację, jak na nich będzie reagowało społeczeństwo i władza. Skoro oni widzą, że nie ma reakcji, to zaczynają robić jeszcze bardziej ostre oświadczenia. To jak dziecko, które wsiada na kark rodzicom". Taką opinię przedstawił lider Ogólnoukraińskiego Stowarzyszenia "Swoboda" Ołeh Tiahnybok, komentując oświadczenie przewodniczącego SBU Walentego Naływajczenki o tym, że na Ukrainie nie ma "czarnych list" rosyjskich polityków i działaczy społecznych, którym zakazany jest wjazd na terytorium naszego kraju, - poinformowano ZAXID.NET w biurze prasowym OS "Swoboda".
Zdaniem Ołeha Tiahnyboka, "czarnych list" nie musi być, a na poziomie prawnym musi prowadzić się monitoring antyukraińskich, anstykonstytucyjnych wyrażeń i działań ze strony zarówno obywateli Ukrainy, jak i obywateli innych państw. "Ten monitoring musi prowadzić SBU i inne służby" - podkreślił.
Lider "Swobody" zaznaczył, że nie jest żadną tajemnicą, że Rosja wysyła różnych polityków, które swoimi oświadczeniami sondują sytuację, jak na nich będzie reagowało społeczeństwo i władza.
"Skoro oni widzą, że nie ma reakcji, zaczynają robić jeszcze bardziej ostre oświadczenia. Są jak dziecko, które wsiada na kark rodzicom" - powiedział Ołeh Tiahnybok.
Podkreślił on, że Ukraina nie powinna dopuścić, by ktoś wsiadał jej na kark. "Jak zaczniemy reagować na takie oświadczenia, nie zwracając uwagi na lamenty z ich strony - mamy prawo do tej pozycji - byłoby mniej podobnych prowokacyjnych oświadczeń" - podsumował Ołeh Tiahnybok.