Harry Potter - to wielki popularyzator ukrainskosci, - Malkowycz
Obok stoisk wydawnictwa A-BA-BA-HA-ŁA-MA-HA na lwowskim Forum wydawców zawsze jest dużo zarówno dzieci, jak i dorosłych. To świat barwnego, ładnego i ciekawego, jednym słowem - dzieciństwa, które wydawnictwo fiksuje w książkach. Nie znam ani jednego człowieka, który chociaż raz w życiu nie kupiłby książek wydawnictwa A-BA-BA-HA-ŁA-MA-HA.
O tajemnicy sukcesu pierwszego prywatnego wydawnictwa dziecięcego na Ukrainie, które jest o rok starsze od samego Forum wydawców, opowiedział w ekskluzywnym wywiadzie ZAXID.NET jego założyciel Iwan Małkowycz.
- Co dla Pana znaczy przyjazd do Lwowa na Forum wydawców?
- Co dla ukraińskiego wydawcy znaczy lwowskie Forum? To pytanie jest tak samo retoryczne, jak, na przykład, co dla mnie, skoro jestem z Huculszczyzny, daje to, że tam pojadę, albo co daje człowiekowi dobry koncert, jakaś wielka rozkosz. To Forum ukraińskiemu wydawcy daje wszystko. Według mnie, jest to książkowa Wielkanoc! Jak można na Wielkanoc nie przyjechać tam, gdzie święci się ta Pascha. Każdy usiłuje upiec swoje ciasto wielkanocne i pokazać, jakie ono ładne. Za każdym razem jest ich coraz więcej i stają się coraz smaczniejsze. To czas podsumowania tego, co zostało zrealizowane w ciągu roku, wydawcy przyjeżdżają pochwalić się nowymi książkami przed światem.
- Jednym z podstawowych celów przeprowadzenia Forum zawsze była promocja książki w języku ukraińskim. Teraz mówi się, że wydawcy przyjeżdżają tutaj wyłącznie po to, aby sprzedać?
- Jeśli wydawcy są zainteresowani tylko tym, aby sprzedawać swoje książki, jeśli nie biorą udziału w imprezach, organizowanych w ramach Forum... Tutaj można spotkać wielu pisarzy, pospacerować, przeprowadzić spokojną kameralną rozmowę, jest tylu wdzięcznych słuchaczy... Przyjeżdżam tutaj i jak wydawca, i jak autor, bo gdzie jeszcze, jak nie tu, można mieć tak nasycone literacko-książkowe obcowanie cztery dni pod rząd, kiedy człowiek jest całkowicie pochłonięty swoim najbardziej ulubionym na świecie dziełem - książkami, literaturą. Dla mnie lwowskie Forum - to już jakiś swego rodzaju aksjomat, który powinien się odbyć, jak powinien być Nowy Rok, święta. Dla mnie dziwnie brzmi, kiedy ktoś mówi, że on coś traci. Być może teraz, kiedy pojawia się sieć księgarni, wydawcy chyba nie odczuwają finansowego zysku, postępu w realizacji. Wydaje mi się, że to nie najważniejsze, chociaż nasze wydawnictwo ma niesamowity zysk.
- Co się tyczy korzyści, wcześniej ludzie oczekiwali na Forum, bo tutaj książki można było kupić taniej, teraz wydawcy niekiedy stawiają nawet wyższe ceny. Dlaczego?
- Przynajmniej nasze książki tutaj są sprzedawane za bardzo dobrą, niższą cenę. Nigdzie je taniej nie kupicie. Trzy osoby nawet zwróciły mi uwagę na to, że bardzo tanio sprzedajemy „Hamleta". Że niby, jak się nam to udało - taką rozkoszną książkę sprzedawać za taką cenę. Lubię dla Lwowa robić niższe ceny, dla mnie to przyjemność.
Wielu wydawców narzeka na ustawodawstwo. Teraz są fantastyczne czasy, lepszych, pod względem różnego rodzaju ulg, nigdy już nie będzie. Narzekać na ustawodawstwo - nie chciałbym ostro powiedzieć - mogą teraz tylko ignoranci, ludzie fałszywi. Mamy cudowne ustawodawstwo, jeżeli chodzi o ukraińskich wydawców. Ale teraz chyba ważność tej ustawy dobiega końca, i nie wiem, co będzie dalej. Jeśli wszystko pozostałoby na miejscu jeszcze z pięć lat, wtedy ustawodawstwo ukraińskie stało by mocno na nogach.
- Jeśli chodzi o tłumaczenia na język ukraiński, sytuacja chyba jest następująca: na Forum przyjeżdża wielu zagranicznych autorów, ale tłumaczeń ich utworów jeszcze nie ma...
- Co znaczy, że jest mało tłumaczeń? Trzeba przypomnieć, ile ich było pięć lat temu. Teraz, jeśli weźmiemy postęp arytmetyczny, to mamy bardzo pozytywną tendencję. Jest ich niewiele, być może, nie tak dużo, jak by się chciało. Oczywiście, możemy to tak traktować, jeśli będziemy się oglądać na naszych sąsiadów, gdzie narody są jednolit, i nie pojawia się kwestia języka, w Rosji - rosyjski, w Polsce - polski. Ale widzimy, w jakim czasie żyjemy, jak rozdzierają Ukrainę sprzeczności językowe, językowe upodobania polityków. Musimy na to uważać, nie da się żyć w społeczeństwie, gdzie wieją tak straszne polityczne przeciągi. Dlatego nie da się uniknąć tego, aby to się nie odzwierciedlało na książce. Ukraińscy politycy nie potrafili stworzyć takiego państwa jednolitego, gdzie zapanowałby język ukraiński i książek trzeba byłoby coraz więcej. Widzimy, jakie ustawy są uchwalane w obwodzie donieckim, tam zakazują wykorzystanie języka ukraińskiego, już zakazali „Harry'ego Pottera" po ukraińsku. Nie chciałem tego wszystkiego komentować, po co im robić po raz kolejny reklamę?
Im bardziej będą się ukrainizować obwody na Wschodzie Ukrainy, tym więcej będzie nakładów książek. Ale mimo to, proszę zobaczyć, ile jest autorów, na ile wzrosła liczba ukraińskich książek. Potrzeba w ukraińskiej książce jest, a to znaczy, że autor zarabia swoje pieniądze nie dzięki jakiemuś zarobkowi ubocznemu, lecz pracą literacką.
- A czy jakość książki na tym cierpi?
- Jakość, rzecz jasna, będzie cierpieć. To rzeczywistość każdej literatury. Kiedy sprawa wydawnicza się komercjalizuje, dobrych książek staje się coraz mniej. Zawsze występowałem przeciwko zaśmieceniu przestrzeni kulturowej zbędnymi książkami. Wysyłają mi szereg rękopisów, tracę część swego życia na ich czytanie w poszukiwaniu „złota", ale ja nie uważam, że mają tego dokonywać czytelnicy. Ukraińskie wydawnictwa kapitalizują się kosztem takiej mało wartej książki, chcą dużo drukować, ogarnąć jak najwięcej, przegrywa na tym jakość. Niepokoi mnie to, ale każda książka jest wydawana, sprzedawana, ma swego czytelnika. Jednak, mimo wszystko, moim hasłem jest - lepiej mniej, ale lepiej.
- Jak w takim razie wychować wyczucie względem dobrej literatury?
- Tutaj tylko człowiek sam może podjąć decyzję. Otworzyć książkę, trochę poczytać. Niekiedy bywa tak, że książka ładnie wygląda, a czytać się nie da. Mamy niektóre wydawnictwa, czyje książki nikomu bym nie polecił, bo kiedy czytamy je po ukraińsku, a jest to tłumaczenie z rosyjskiego, to wyrządza wielką szkodę na naszym języku i wydawnictwach książek. Lepiej publikowałyby książki po chińsku. Nie daj Boże to wszystko czytać, uważając, że to autentyczny język ukraiński. Dobrej literatury zawsze jest mało, literatura - to taka substancja... talent rodzi się rzadko, to wielkie szczęście. Talent nie może rodzić się codziennie, nie może być wiele fenomenów, bo nie byłyby wtedy fenomenami. Skoro chcemy więcej książek, musimy przyjąć ich jakość, chociaż nie zawsze one są dobrej jakości, gdy jest ich niewiele. Staramy się wychowywać dobre estetyczne wyczucie, aby później dostosowywało się do pewnego poziomu tekstów. Wszystko powinno być na wysokim poziomie - teksty, rysunek, poligrafia.
- Czy teraz jest taka tendencja, kiedy pojawia się bardzo dużo autorów, którzy piszą dla dzieci?
- Tak. Wystarczy pójść po przekątnej i już widzę, co do czego. Jest wiele takich rzeczy, w których się rozczarowuję. Obecnie akcenty są w pewnej mierze poprzestawiane, zamerykanizowane imiona, miejsce działania. Szkoda! Kiedy czytamy Astrid Lindgren, widzimy, że to Szwecja, „Harry Potter" - to Anglia, a ukraińscy autorzy tworzą coś takiego, że to w głowie się nie mieści. Nie jestem wielkim zwolennikiem fantasy, i jeżeli widzę, że tam nic nie jest związane z Ukrainą, to wiadomo, że to koniecznie będzie traktowane jak coś drugorzędne. U nas, niestety, mamy tego wiele. Mało pomału pojawiają się autorzy, z którymi można pracować. Praca nad książką dla dzieci jest bardzo trudna. Niedawno pracowałem z jednym znanym autorem - on dokonał trzech redakcji książki. Wreszcie trzecia redakcja mnie zadowoliła, widzę, że już można nią się w wydawnictwie zająć, ale chyba go jeszcze docisnę na czwartą redakcję. Jest to ciężka praca, kiedy wydawca myśli, że skoro pisarz przyniósł swój utwór, to szybciutko należy go nadrukować, drukują-drukują i cierpi na tym jakość. Nie mogę tak robić.
- Wiele krajów kupują prawa autorskie na Pana książki...
- Prawo u nas kupiły już 19 krajów świata. Ale chcę jeszcze raz podkreślić - nigdy nie będę wydawać dużo książek, natomiast będę wydawać tyle, ile sam potrafię „przetrawić". Niedawno zaczęliśmy wydawać literaturę dla dorosłych. Pierwsza „dorosła książka" otrzymała na Forum Grand-Prix. Chcę, aby wobec naszej dorosłej książki było takie zaufanie, jak wobec dziecięcej.
- Jakie jeszcze książki dla dorosłych pojawią się w waszym wydawnictwie?
- Od czterech miesięcy pracuję nad Szwejkiem, Andruchowycz tłumaczy „Romeo i Julię". Będzie to coś podobnego do „Hamleta", taka sama kunsztowna książka, taka sobie mini-seria. Kupiliśmy również kilka praw współczesnych autorów światowych. Będzie dorosła seria poetycka - „Moi ulubieni poeci". Nie będę odkrywać drobnych tajemnic, bo to taki świat, nie można wszystkiego mówić. Co do dziecięcych, niedawno Wołodymyr Rudkiwśkyj napisał kontynuację „Dżury kozaka Szwajki". Wydaliśmy tę książkę w zeszłym roku i miała duży sukces. On dopiero ją ukończył, i jest taka sama interesująca, jak pierwsza. Być może, uda nam się wydać ją do końca roku. Saszko Dermanśkyj napisał kontynuację „Cudownego potwora" - „Cudowny potwór w kraju strachów". Zamierzamy drukować utwory Andrija Kokotiuchy - powieść kryminalną „Kozacki skarb", kolejny utwór Wołodymyra Rudkiwśkiego „Czata" o czasach Ilji Muromca. To są nasze postacie, a Rosjanie odebrali nam je.
- A czy nadrukuje Pan coś z własnego dorobku?
- Chcę przygotować dwie książki dla dzieci. Współpracujemy z malarzami: my wymyślamy postacie, ja marzę, aby ktoś coś napisał, za każdym razem jest tak, że nic z tego nie wychodzi, i wreszcie robię to sam, jak w przypadku „Wielkiego miasta", „Małego zajączka" albo „Miodu dla mamy". Robię to bardzo niechętnie, ponieważ uważam, że są pisarze, którzy potrafiliby zrobić lepiej, ale widzę, że dwie książki będę musiał napisać sam, nie wiem, co z tego wyjdzie. Zawsze tego się obawiam.
- Z Pana wypowiedzi wynika, że wydawnictwo, o którym tak wiele się mówi, praktycznie nie ma problemów...
- Zawsze pozostaje problem jakości, nie jestem zadowolony z niskiej jakości większości naszych książek dla dzieci - zarówno tekstu, jak i ilustracji. Dla mnie zawsze jest to problem, nie mogę wydać więcej książek, gdyż nie potrafię znaleźć malarzy, niekiedy pracuję przez rok - i nic nie wychodzi. Już miałem wydać książkę „Złotorogi jeleń" Pawłyczki, autor już dokonał kilku redakcji, próbuję już czwartego malarza. W następnym roku Pawłyczko będzie obchodzić swoje 80 urodziny. Bardzo chcę zrobić mu taki prezent, tym bardziej, że kiedyś, kiedy miałem 19 lat, otrzymałem w jego osobie poparcie i zawsze pragnąłem zrobić dla niego coś dobrego. Chcę, aby ten projekt był udany, ale przez malarzy, przez to, że na razie nie podoba mi się jakość, nie mogę zdążyć. Mam nadzieję, że do następnego Forum książka się pojawi. Ma ona być doskonała, bo ta bajka jest bardzo ładna, z dynamiczną i ciekawą fabułą.
Jeszcze raz powtarzam, że swój autorytet zasłużyliśmy jakością, a nie jakąś tanią promocją publiczną. Cieszymy się popularnością dzięki ludziom, czytelnikom, którzy kupują nasze książki. Robię wszystko w tym celu, będę wydawać książkę dwa-trzy lata i staram się nigdy nie rozczarowywać czytelnika i nie popuszczać na jakości. Jeśli będziemy wydawać książki złej jakości - nikt nie będzie kupować, powiedzą, że A-BA-BA-HA-ŁA-MA-Ha już straciła swoje pozycje. Bardzo się tego boję, nie mogę pozwolić na ulgę. Wystarczy tylko raz zrobić coś nie tak, i cała uwaga zniknie. Nie jest to jakaś tam napompowana uwaga, że nas ktoś promuje, że komuś płacimy jakieś szalone pieniądze, odwrotnie, rezygnuje z wywiadów, udziału w programach. Gdybym to robił, nie miałbym czasu na pracę.
- A jednak, jaką jest najbliższa perspektywa ukraińskiej książki?
- Perspektywa ukraińskiej książki na Ukrainie równa się perspektywie wszystkiego ukraińskiego na Ukrainie. Jeśli Ukraina pozostanie ukraińską, jeśli politycy nie będą zabierać od niej wszystkiego, co ukraińskie, wtedy ukraińska książka bez wątpienia zapanuje w swoim państwie, i jest to zrozumiałe, ale jeśli ludzie nadal będą obojętni - „To nie Dniepr płynie, lecz woda", wszystko, co jest ukraińskie, wymywa się, i nawet książka nie potrafi wszystkiego przezwyciężyć. Moim zdaniem, bylibyśmy najbardziej bezmyślnym narodem na świecie, gdybyśmy nie utrzymali swojego państwa i nie ujrzeliśmy w nim perspektywy. Należę do tych osób, które nie kwestionują to, że Ukraina będzie kwitnącym państwem, i że ukraińska książka będzie panować. Bez tej wiary nie warto żyć, nie warto tworzyć.
Swoimi książkami angażujemy tych dzieci i rodziców, którzy nigdy w życiu nie czytali ukraińskiej książki. Po raz pierwszy w swoim życiu kupują ją i czytają. Na przykład, „Harry Potter", niezależnie od tego, jak go odbieramy - w swoim życiu czytałem kilka książek, które są ciekawsze od tej - ale on jest wielkim popularyzatorem ukraińskości: dużo dzieci (mamy sporo listów napisanych przez dzieci), które przeczytały tę książkę w języku ukraińskim, nadal kupowały takie książki po ukraińsku, bo po rosyjsku to już było coś innego. Należy akcentować przede wszystkim jakość. Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby prawo autorskie na „Harry'ego Pottera" kupiło jakieś tam wydawnictwo, które drukuje byle-jakie tłumaczenie na język ukraiński - nie byłoby tych czytelników ukraińskiej książki. Istnieje zaufanie. Po przeczytaniu jednej książki, zechcą czytać następne. Tylko dzięki jakości potrafimy zawojować czytelnika. Angażować do ukraińskiej kultury i książki przy pomocy bata nikt nie potrafi - zrobimy to wyłącznie dobrą jakością.
Na import rosyjskich książek ma być stały podatek, i te pieniądze powinny iść na rozwój ukraińskiej sprawy wydawniczej. To bardzo prosty mechanizm, ale należy być ostrożnym, aby na danym etapie nie zrobić jakichś niepotrzebnych kroków. Powinniśmy pozostawić klasykę w języku oryginalnym. Niech Puszkin będzie po rosyjsku, chociaż, gdyby ukraińskie wydawnictwa wydawali Puszkina po rosyjsku, pieniądze pozostawałyby na Ukrainie. Jesteśmy w stanie to zrobić. Ale w tej sytuacji wydawać rosyjskie książki ukraińskim wydawcom - to znaczy pójść na łatwiznę. O wiele ciekawiej jest tworzyć książki w języku ukraińskim i udowadniać, że są całkowicie opłacalne pod względem finansowym i artystycznym, może nawet czasem bardziej, niż rosyjskie.
Swoją działalnością staram się to udowodnić i chyba mi się mniej-więcej udaje.
Zdjęcie ze strony https://www.knyha.com/
Tłumaczenie z języka ukraińskiego Iryny Duch