Mniejszości narodowe we Lwowie: za kurtyną pozornej zgody
Wątpię, że człowiek nie tytułowej narodowości czuje się przytulnie w mieście, gdzie handlują koszulami z napisem "Dzięki Ci, Panie Boże, że nie jestem moskalem!", a w prasie roją się słowa "kacap" i "żyd".
Jak wiadomo, sekretem „całkowitego i ostatecznego" rozwiązania problemu mniejszości narodowych włada tylko społeczeństwo totalitarne. Przecież każda taka mniejszość składa się z osób, ograniczonych ważnymi składowymi dobrobytu społecznego. Jej przedstawiciele nie odpowiadają rasowym, językowym, obyczajowym, wyznaniowym i niektórym innym „standardom" otoczenia społecznego, i, w swoją kolej, nie są w stanie znaleźć w tym otoczeniu wszystkiego tego, co jest niezbędne dla własnego komfortowego życia. Doświadczenie diaspory ukraińskiej świadczy o tym, że całkowicie rekompensować taką wzajemną nieodpowiedniość nie są w stanie ani najlepsze ustawy, ani nawet najprzychylniejsze traktowanie ze strony władz lokalnych i ludności miejscowej.
Ostatnie dane statystyczne o składzie narodowościowym mieszkańców Lwowa są datowane 2001 rokiem, kiedy etniczni nie-Ukraińcy stanowili około 12% ludności miejskiej. We wspólnocie lwowskiej można spotkać Uzbeka, Buriata, Kubańczyka, Japończyka etc., jednak obraz statystyczny jest bardzo jednolity - ¾ mieszkańców Lwowa nie-ukraińskiego pochodzenia stanowią etniczni Rosjanie, mimo to, że ich liczba w porównaniu do 1989 roku zmniejszyła się prawie dwukrotnie. Ponadto 0,9% lwowian - to są Polacy (około 66% ich liczby z 1989 roku); 0,4% - Białorusini (53%); 0,3% - Żydzi (14,8%); 0,1% - Ormianie (80%). Mimo braku dokładnych danych statystycznych co do reszty mniejszości narodowych, we Lwowie są zarejestrowane stowarzyszenia narodowe (SN) Węgrów, Niemców, Tatarów, Greków, Czechów, Słowaków, Litwinów, Afgańczyków i in. Problemy tak różnych wspólnot ciężko jest sprowadzić do wspólnego mianownika; czyżby dlatego próby koordynacji współpracy między nimi dotychczas były mało skuteczne, że każdemu bolało przede wszystkim swoje? A jednak spróbujmy porozmawiać o tych ogólnych problemach, które łączą lwowian nie-ukraińskiej przynależności etnicznej.
Wspólnym problemem prawie wszystkich wspólnot na diasporze jest asymilacja. Ten rujnujący dla mniejszości proces jest na Ukrainie o tyle swoisty, że jego subiektem jest nie narodowość tytułowa, narzędziem - nie jej język i kultura, a wynikiem - nie adaptacja osób asymilowanych w środowisku rdzennej narodowości, lecz ich jeszcze większe przeciwstawienie się ostatniej. Nawet w „nacjonalistycznej" Galicji ukrainizacja w znacznej mierze dotknęła tylko Polaków, natomiast znaczna część „paszportowych" Żydów, Białorusinów, Ormian, Tatarów, Greków i in. są faktycznie zasymilowanymi Rosjanami, co widoczne jest na zebraniach odpowiednich wspólnot narodowych. Otóż, społeczność Lwowa można faktycznie podzielić na dwie realne wspólnoty narodowe - ukraińskojęzyczną i rosyjskojęzyczną. Do ostatniej musimy zaliczyć także i pewną liczbę „paszportowych" Ukraińców (przeważnie urodzonych we wschodnich regionach, ale nie tylko), którzy na skutek otrzymania rusyfikowanej świadomości, dziś nie wykazują żadnej chęci do odrodzenia się pod względem narodowym.
Nie jest tajemnicą, że obywatele krajów postradzieckich nie są zbyt zdolni do samoorganizacji, a stworzone przez nich stowarzyszenia łatwo schodzą na ubocze partykularnych interesów oraz potrzeb własnej „nomenklatury". Mimo dość znaczącej liczby SN w naszym mieście (ok. 40 tylko oficjalnie zarejestrowanych stowarzyszeń), większość przedstawicieli mniejszości narodowych nie bierze praktycznego udziału w ich działalności. Z innej strony aktywna pod względem narodowym „mniejszość mniejszości" wykazuje zbyt dużą skłonność do wzajemnych podziałów i przeciwstawień. Na podstawie obserwacji za rozwojem rosyjskiej, polskiej i żydowskiej amatorskiej twórczości ludowej łatwo jest wywnioskować, że chęć rządzenia jest nie tylko i wyłącznie chorobą narodu ukraińskiego...
Bardzo ważne znaczenie dla każdej mniejszości narodowej mają kontakty z krajem jej pochodzenia. Wsparcie przez różne państwa ich porozrzucanych po całym świecie rodaków jest różne pod względem form i ekwiwalentów pieniężnych. Trzeba powiedzieć, że na ogół takie wsparcie okazuję się bardzo niejednoznaczne - zwiększając możliwości potencjalne mniejszości narodowych w dziedzinie działalności narodowo-kulturowej, ono, z drugiej strony, prowokuje pojawienie się wyrachowanych interesów, a więc aktywizację rozbratu; pojawiają się materialnie zainteresowani „aktywiści", którzy często są dalecy pod względem genetycznym i mentalnym od tej mniejszości, którą usiłują reprezentować.
Na początkach ukraińskiej niepodległości jej oponentom nie udało się zerwać jednogłośnego wyrażenia woli, rozgrywając „kartę etniczną". Jednak pechowy start ukraińskiego projektu spowodował masową utratę wiary wśród mniejszości narodowych w państwowotwórczy potencjał ukraińskości i jej zdolność robić porządek i dobrobyt we własnym domu. Chociaż gwałtowny spad liczby głównych wspólnot narodowych obala opinię o tym, że ostatnie masowo wykorzystują ukraińskie niepowodzenia, „na innej stronie" niektórzy przedstawiciele narodowości tytułowej, szukając odpowiedzi na odwieczne słowiańskie pytanie „Kto winien?.." zwracają krytyczną uwagę na stosunkowo wyższy poziom życia i wykształcenia niektórych mniejszości, ich szeroką reprezentację w strukturach biznesowych i medialnych, i przy tym - „niedostateczny" entuzjazm, a nawet otwarty nihilizm co do ukraińskiej spawy. Dla obu stron w jednakowej mierze obcym jest pragnienie spojrzeć na sytuację oczami swoich etnicznych vis-à-vis.
W czasie swego powstania współczesna demokracja ukraińska zwracała na problemy porozumienia między narodowościami nawet zbyt dużą uwagę. Na przykład, tej tematyce było poświęcono 5 z 9 rezolucji zjazdu ustawodawczego Ludowego Ruchu Ukrainy. Panował romantyzm, potencjalnych „ostrych kątów" w relacjach międzyetnicznych nikt nie chciał zauważać. Mniejszości narodowe były traktowane jako „naturalni sojusznicy" demokracji narodowej. W ukraińskim duchu egzaltowane podniesienie szybko przerosło w prawie całkowite wzajemne zniechęcenie patriotów narodowych i mniejszości etnicznych, które dziś jedni i drudzy potajemnie uważają za tak samo „naturalne", jak i wczorajsze „braterskie uściski".
Formalnie władze lokalne Lwowa i obwodu lwowskiego nadal deklarują przychylne traktowanie mniejszości narodowych oraz gotowość do współpracy z nimi. A jednak, na przykład, składanie życzeń wspólnotom narodowym z okazji ich świąt narodowych i religijnych odbywa się nie zbyt głośno, a ośrodki tych wspólnot chyba częściej odwiedzają poważni dostojnicy zagraniczni, niż miejscowi. Liczne deklaracje mówiące o potrzebie udzielenia mniejszościom etnicznym miejsca na szpaltach gazet, czasu w radiu i telewizji etc. na razie nie doprowadziły do niczego konkretnego. Nie istnieje praktykowanego w większości krajów demokratycznych (w tym także naszych sąsiedzi) stałego wsparcia finansowego twórczości ludowej mniejszości narodowych ze strony państwa. Podejmując decyzje, które potencjalnie mogą dotknąć interesów wspólnot narodowych (na przykład w sprawie Cmentarza Orląt etc.), te struktury nie przeprowadzają konsultacji z odpowiednimi SN.
We Lwowie na razie nie ma poważnych podstaw dla obalenia tezy o pokoju międzyetniczym, ale... Wątpię, że człowiek nie tytułowej narodowości czuje się przytulnie w mieście, gdzie handlują koszulami z napisem „Dzięki Ci, Panie Boże, że nie jestem moskalem!" (sprzedawane są również rozmiary dziecięce!!!), a w prasie roją się słowa „kacap" i „żyd". Niekiedy nasi rodacy nie ukraińskiego pochodzenia mogą przeczytać na ścianach hasła z zaproszeniem przenieść się do Rosji albo mogą zobaczyć rysunek, na którym widać pociąg, podążający we wspomnianym kierunku. Jak słusznie zauważył rzecznik jednej z rosyjskich struktur lokalnych, etniczni Rosjanie nie potrafią wepchnąć się do tego pociągu, gdyż wszystkie bilety zostały rozkupione przez Ukraińców wyjeżdżających do pracy do Rosji...
Można różnie mówić o osobach zainteresowanych systematycznymi prowokacjami skierowanymi przeciwko Rosyjskiemu Towarzystwu Kulturowemu, jednak wyraźnego osądzenia tych prowokacji dotychczas nie usłyszeliśmy od żadnej ze struktur demokratycznych lwowskiego życia politycznego. Nikt z analityków nie zechciał dogłębnie przeanalizować przyczyn istnienia wśród obcokrajowców studiujących na lwowskich uczelniach wizji rasistowskiego Lwowa, której należałoby pozbyć się w celu kontynuacji studiów w centralnych lub wschodnich regionach Ukrainy...
Nie jesteśmy skłonni ignorować problemów obojętności w stosunku do wszystkiego ukraińskiego niektórych wspólnot narodowych, otwarcie antyukraińskiej postawy niektórych struktur rosyjskich oraz gotowości poszczególnych liderów do nieskończonego służenia Kremlowi i jego pragnieniu „nagiąć" Ukrainę i Ukraińców. A jednak, ogólnie rzecz biorąc, problem wierności mniejszości narodowych ukraińskiej sprawie jest drugorzędnym problemem w porównaniu do wierności jej samych Ukraińców. Ojczyźniani politycy, którzy skłonni z podejrzeniem odbierać przejawy aktywności mniejszości narodowych, muszą pamiętać bodaj o jednej bezcennie korzystnej ich jakości: charakter tej aktywności jest czujnym indykatorem marnot i głupot ukraińskiego postępu narodowego.
Konfliktów międzyetnicznych we Lwowie na razie nie ma, jednak nie ma także prawdziwej zgody. Dlatego sytuację chyba nie można uważać bezproblemową i całkiem bezpieczną w przyszłości.
Zdjęcie ze strony https://www.vox.com.ua/
Tłumaczenie z ukraińskiego Iryny Duch