"Tłusta wiadomość" o prezydencie
My, ukraińscy widzowie telewizyjni, nie jesteśmy wybredni. Najważniejsze - to wkuwać nam, jakie przepiękne jest amerykańskie marzenie. Takie nieosiągalne i rzeczywiste. Czyste, jak łza. Proszę sobie wyobrazić, jak ładnie wszystko jest pomyślane. U nich nawet dom biały. Wszystko nie tak, jak u nas.
O jej, Obama będzie miał pieska. Nie zwykłego, a złotego. Żywego psa ze schroniska dla porzuconych zwierząt. Tylko sobie wyobrażam, jaką mękę (sterylizację) ma przejść biedny piesek, aby mógł zająć swoje miejsce w rodzinie nowego amerykańskiego batmana. Zapewne, wszystko będzie się odbywać dokładnie tak samo, jak w kreskówce „Korporacja potworów".
Generalnie rzecz biorąc - lubię zwierząt, szczególnie psów. Należy opiekować się nimi. I kochać... Szanować na tyle, na ile szanują ukraińskie programy telewizyjne nowego prezydenta USA.
Mając zwolnienie lekarskie, trzy dni pod rząd śledziłam wiadomości w naszych ukraińskich programach telewizyjnych. Jednego dnia trzy lub cztery programy jeden przed drugim informowały mnie o nowym ewentualnym członku rodziny Obama. Miałam wrażenie, że pies amerykańskiego prezydenta chyba potrafi zmienić los narodu ukraińskiego, wskazać mu drogę do NATO. A być może, Ukraińcy - to niewrażliwy naród, który zapomniał o miłości do zwierząt. Wymyślałam sobie setki tłumaczeń, dlaczego mnie, ukraińskiemu widzowi telewizyjnemu, wszyscy usiłowali przez cały dzień wpakować historię o nowych przyjaciołach - Obamie i jego piesku. Interesuje mnie to, ponieważ... Obama nie jest prezydentem Ukrainy. Szykuje się też materiał o jego kotku. Zmontują go Reuters lub inna stacja, od której nasze programy kupują wiadomości międzynarodowe. Wszyscy odpowiedzialni redaktorzy jednogłośnie wybiorą tę wiadomość spośród innych. Pracując w dziennikarstwie zdaję sobie sprawę z tego, że taką wiadomość można bardzo dobrze sprzedać, gdyż jest w stanie rozweselić - bo nie da się przez cały czas oglądać tylko cyrk w Radzie Najwyższej czy kryminał w programie „1+1". A jednak, czyżby to była tak „tłusta wiadomość", jak lubią mówić moi koledzy-dziennikarze, że ją pokazują we wszystkich ukraińskich programach telewizyjnych, a jeszcze w dodatku powtarzają po kilka razy?
Następnego dnia nasi pracownicy telewizyjni podjęli decyzję o tym, aby „zrobić mi przyjemność" i nadal demonstrować show telewizyjne, poświęcone Obamie. Tym razem w wiadomościach opowiadali mi o tym, że Obama już odwiedził z wizytą Biały Dom. O czym przez dwie godziny rozmawiał z Bushem, my, Ukraińcy, wiedzieć nie musimy. Ne należy, przecież, pchać nosa w cudze sprawy. Szczególnie podczas gdy swoje własne pozostają nierozwiązane. Jednak w materiale telewizyjnym zostały wymienione szczegóły, dotyczące tego, czym w Białym Domu zainteresowała się małżonka Baraka. Dwa dziecięce pokoi najbardziej zafascynowały missis Obamę. Prezydenckie małżeństwo ma dwie córki, dlatego rodzicie się przejmują, czy przytulnie będzie dziewczynkom w nowym mieszkaniu. Być może, i dla pieska już znaleźli oddzielny pokój. Obok pokojów dziecięcych, aby dziewczyny się czuły wesoło. Aby też nie wlazł do gabinetu prezydenta, bo może tam pogryźć jakiś ważny na skalę państwa dokument, dotyczący Ukrainy.
Moje wyobrażenie „rozeszło się" mimo to, że wszystkie ukraińskie programy pokazywały ten sam zapis filmowy. My, ukraińscy widzowie telewizyjni, nie jesteśmy wybredni. Najważniejsze - to wkuwać nam, jakie przepiękne jest amerykańskie marzenie. Takie nieosiągalne i rzeczywiste. Czyste, jak łza. Proszę sobie wyobrazić, jak ładnie wszystko jest pomyślane. U nich nawet dom biały. Wszystko nie tak, jak u nas. I zamiary też odmienne - nie wyżyć, a uratować świat. Dlatego o wszystkim, co robi prezydent Stanów Zjednoczonych, powinni wiedzieć w najbardziej oddalonych ukraińskich wsiach (tam przecież nie ma innych rozrywek, oprócz telewizora, który nie pokazuje bez anteny satelitarnej).
Wiecie, co w tej historii jest najbardziej śmieszne? Że nikt nie będzie się śmiać z nowego prezydenta USA. Dlatego, że nie zamierza postawić przez Białym Domem ule. Wszystko, co ma, jest szlachetniejsze: pies - czworonogi przyjaciel dwunogiego. A jak się porozumieć z pszczołami? Latają w ulu, chcą kogoś ugryźć - prawie jak posłowie w naszym parlamencie. Dlatego z Juszczenki kpią we wszystkich najbardziej oddalonych wsiach, a Obamę szanują. I nawet jeśli w Stanach niedługo pojawi się 51 stan z nazwą „O jej, Obama!", nikt się nie zdziwi i nie wspomni ulicę z pięciu domów w dalekiej wsi na Bukowinie, które, a propos, znów może zapaść pod ziemie wraz z tak zwaną ulicą Juszczenki z nowymi domami. Myślę, że o nowym stanie w USA ukraińskie programy nawet będą robić całe programy, a nie tylko opowiedzą o tym przez kilka minut w wiadomościach. Wszystko będzie przekazywane z głębokim szacunkiem, gdyż wszystko, co amerykańskie, zasługuje na to, aby zdjąć kapelusz i pochylić głowę. Nikt nawet nie będzie kpić, jeśli na nowych amerykańskich pieniądzach pojawi się obraz ulubionego psa Obamy. Zainteresowane osoby wytłumaczą to tym, że Barak kocha zwierząt i opiekuje się nimi nawet lepiej, niż samym sobą - przecież nie swoje zdjęcie pomieścił na dolcach.
Ale nie musimy się przejmować: o wszystkich prawidłowych krokach Obamy dla naszego ratunku i o potknięciach naszego ukraińskiego Mojżesza-Juszczenki dowiemy się w wiadomościach ukraińskich programów telewizyjnych. W pierwszym przypadku - z szacunkiem, w drugim - z przysmakiem sarkazmu. Bo wszystko, co należy do nich, jest lepsze.
I nie musi Juszczenko dorównywać tym Amerykanom, brać przykład PR kampanii - bo co panu można, to...
Tłumaczenie z języka ukraińskiego Iryna Duch