O lwowskich "perłach" i "świniach"
Lwowskie ośrodki życia kulturowego, takie, jak stowarzyszenie artystyczne "Dzyga" albo czasopismo "Ji" to tylko wysepki w morzu poradzieckiej szarości i prowincjonalnego glamouru.
Lwów dziś - to dziwne miasto, gdzie jest wiele intelektualistów o wysokim poziomie, ale praktycznie nie istnieje życia intelektualnego, albo jest ono mocno marginalizowane. W lwowskiej prasie i na stronach internetowych pojawiają się mądre i ważne artykuły, ale w przestrzeni medialnej jest brak dialogu, gdyż te artykuły w większości stanowią sumę monologów. Dlaczego tak jest? Wydaję mi się, że lwowski intelektualista, wyrażając swoje, bez wątpienia, ważne i przeżyte słowa i myśli, prawie zawsze ma wrażenie, że pozostaje niezrozumiały, niedoceniony i niepotrzebny.
Tak często bywa wtedy, kiedy my każde swoje słowo uważamy za „perły", a tych, przed kim te słowa „porozrzucano" - „świńmy". Aby być sprawiedliwym trzeba zauważyć, że brak reakcji na intelektualistów ze strony władzy, polityków i biznesmenów, a także całkowa rezygnacja z procesu kulturowo-edukacyjnego tak zwanego „prostego" ludu - to, oczywiście, świństwo.
Jednak wyżej wspomniana pozycja przeciętnego halickiego intelektualisty także już od dawna wymaga rewizji. Najpierw należy przestać traktować produkt swej pracy intelektualnej wyłącznie jako „perły". Być może, warto, na wzór „wielkich" oceniać go jako „ziarna", które mogą trafić zarówno na dobry grunt, jak i na twarde kamienie. Funkcję „zroszenia" tego gruntu mieliby odgrywać artyści, którzy za pośrednictwem interesującego i pouczającego rzędu obrazowego mogliby uczynić „message" intelektualistów bardziej zrozumiałym dla tych osób, których edukacja, intuicja i fantazja przebywa w stanie drzemki. Jednak oni, wraz z intelektualistami, w ostatnim czasie zamknęli się w swoich środowiskach i tworzą „sztukę dla sztuki", a nie dla ludzi. Tak się tworzy zamknięte koło.
Kiedy staram się zrozumieć, dlaczego lwowscy intelektualiści „rzucają perły" zamiast tego, aby „siać ziarno", zaczynam mieć niedobre podejrzenia. Rzecz polega na tym, że „siewcy ziaren" często pozostają nieznani dla potomków i niedocenieni przez ludzi swej epoki. Gdyż nie wszyscy siewcy mogą zbieraczami żniwa. Podczas gdy „rzucający perły" - to głównie osoby egocentryczne. One często stają się znanymi ludźmi - albo legendarnymi, albo obrzydliwymi. A każdą znaną osobę we wielu przypadkach można wykorzystać w swoich interesach - nie koniecznie dla dobra społeczeństwa. Dlatego oni są bardzo zainteresowani obcowaniem z pozostałymi tak zwanymi „nieznanymi geniuszami". W odróżnieniu od „siewców".
Otóż, nie da się wykluczyć, że dzisiejszych „rozrzucających perły" dręczą pytania quasi hamletowskie: Czy nie ukradną moich znaczących słów i czy nie wykorzystają je nasi konkurenci? Czy na moich genialnych ideach czasem ktoś nie wzbogaci się i czy nie będzie mieć wpływów?
Za „rozrzucaniem perli" może znajdować się źle przechowane pragnienie - albo spodobać się silnym tego świata, albo wywołać zachwycenie ludzi, uzyskać sławę lokalnego „mesjasza". Co, zresztą, też miałoby ułatwić drogę do wyżej wspomnianego celu. Ale czy takim jest przeznaczenie intelektualisty, artysty, wizjonera? Czy nie są oni powołani być pośrednikami pomiędzy Wyższym Rozumem a użytkową mądrością, która powinna regulować życie ludzi i społeczeństwa? Gdyż duże zdolności intelektualne, szeroką fantazję czy głęboką intuicję dają wcale nie rodzice i naród, lecz Stwórca. I są one dawane nie w celu wzbogacenia czy chwały kosztem tych, „którzy przebywają w ciemności", a właśnie dla realizacji misji.
Misji tworzenia, wprowadzenia i wzmocnienia systemu prawdziwych wartości, niezależnie od tego, czy będzie on zauważany przez władzę i naród, czy nie będzie. Aby pełnić tę funkcję, realizować tę misję, człowiek, który otrzymał szczególne talenty, ma znajdować się zarówno przy jednych, jak i drugich. Ale jednocześnie - tworzyć wspólną przestrzeń z podobnymi do siebie.
Gdyż te wspominane w innych artykułach na łamach ZAXID.NET ośrodki życia intelektualnego i kulturowego - jak, na przykład, stowarzyszenie artystyczne „Dzyga" lub czasopismo „Ji" - to tylko oddzielne wysepki w morzu poradzieckiej szarości i prowincjonalnego glamouru, których mieszaniną w rzeczywistości Lwów jest dzisiaj. Poszczególne wysepki nie potrafią tworzyć poważną przeszkodę dla tego morza. Ostatni przykład - to trzy białe plastikowe okna na placu Rynek obok Czarnej kamienicy. Mera, który swoim rozporządzeniem wydał odpowiedni zakaz, a także jego otoczenie, składające się z odpowiedzialnych urzędników, właściciele okien po prostu zignorowali. Nawet jeśliby władze naprawdę dbały o zachowanie wyglądu „dawnego Lwowa", one nie potrafiłyby wygrać w walce z totalną większością mieszkańców, którzy mają to wszystko w nosie. Jedyne wyjście - w samej lwowskiej wspólnocie tworzyć alternatywę, wpływową alternatywę. Takie okna na Rynku byłyby niemożliwe, gdyby w mieście panowała atmosfera nie przyjęcia podobnych nowości, przynajmniej w historyczno-turystycznej części miasta. Ale Lwów dzisiaj - to miasto bez wspólnoty miejskiej i praktycznie bez atmosfery.
Dlatego sprawą wyżywania środowiska intelektualnego Lwowa, jak, zresztą, także pozostałych halickich miast, ma być trzeźwy pragmatyzm, który byłby wyrażany w konsolidacji sił oraz w ekspansywnym propagowaniu systemu wartości. „Prawdziwi lwowianie" powinni zwrócić sobie wpływową pozycję, którą oni zdobyli, choć i nie na długo, pod koniec lat 80-ch - na początku lat 90-ch. Im większe, bardziej poważne i bardziej kreatywne będzie środowisko „prawdziwych lwowian", tym bardziej zauważalnym będzie ono w swoim mieście i będzie mieć co raz mocniejszy wpływ zarówno na miejską „czołówkę", tak i na „dół". Ten wpływ jest niezbędny po to, aby wziąć los swego miasta w swoje ręce. Najłatwiej przecież jest zamknąć się w kuchniach, pracowniach czy kawiarniach i udawać, że nie zauważamy nowych barbarzyńców na ulicach miasta, które nie jest dla nas obojętne.
Pragmatyzm w tej sprawie mieliby odczuć także właściciele nieruchomości, infrastruktury, sfery usług, którzy liczą na to, ze Lwów będzie się rozwijać jako ważne centrum turystyczne.
Ślepa nadzieja na to, że pozostałości starej architektonicznej kompozycji miasta przyciągają dostateczną ilość turystów - dostateczną dla zapewnienia rozwoju Lwowa, a nie tylko wzbogacenia grupy właścicieli hoteli-restauracji-klubów-sklepów - to, mówiąc ostrożnie, jest naiwne podejście. Dla europejskiego turysty nasze miasto nie jest czymś szczególnym po Wiedniu, Pradze, Paryżu, Rzymie czy Atenach, a nawet po Krakowie czy Wrocławiu. Taki turysta coraz bardziej szuka dla siebie szczególnych miejsc i miast. Nasza wyjątkowość tkwi w naszej „dawnej modzie i nostalgii", zrodzonej odczuciem „utraconego raju" skrzyżowania kultur, wielonarodowej i wielokonfesyjnej tolerancyjności. Wiara w to, że Europa już utraciła wiarę.
Problem polega na tym, że ani władze, ani biznes, ani prymitywna przeważnie obsługa sektora turystycznego nie są w stanie stworzyć dla turysty tej szczególnej miejskiej atmosfery. Tworzy ją „człowiek na ulicy". Lwów nadal zachowuje image miasta szczególnej kultury, silnego potencjału intelektualnego i twórczego. I to image ma znaleźć się u podstaw współczesnej sztuki o Lwowie. Mamy przepiękną widownię - architekturę miasta, mamy również potencjalnego widza - mieszkańca Ukrainy, spragnionego zbliżenia z Europą, i Europejczyka - nieobojętnego wobec dziedzictwa duchowego Słowiańszczyzny. Przed nami stoi zadanie zagrać tę sztukę i otrzymać od tego satysfakcje i zysk.
Lwów powinien eksploatować swoją prawdziwą nostalgię, zrobić tak, aby zachwycali się ją goście i abyśmy mieli z tego zysk. Przecież u jej podstaw leży tęsknota za czymś pięknym i szlachetnym, co kultywowała monarchia Habsburgów przed swoim upadkiem. Ta tęsknota jest właściwa wielu mieszkańcom innych miast, które nie mają takiej tradycji i architektury. Niech jadą po nostalgię do nas - w środowisko cudownych dekoracji, z dobrą obsługą i szczególną atmosferą.
Dlatego lwowscy intelektualiści wraz z artystami powinni stworzyć energiczne i aktywne środowisko. Ono powinno zajmować się tym, czym się zajmowało się dotychczas - czytać i pisać, śpiewać i rysować, dyskutować i prowokować, wyrażać pomysły nie do zrealizowania i rozpowszechniać aluzje na istnienie tajemnicy - robić wszystko to, nie oglądając się na władzę i politykę, a także na przeciętnego obywatela. Możemy sobie na to pozwolić, gdyż większość z nas - to osoby zabezpieczone, które nie muszą dbać o chleb powszedni, w upokarzającym tego słowa rozumieniu, i wszyscy są w dostatecznym stopniu wolni, bo nie dbają o dobre relacje z silnymi tego świata.
Wierzę, iż stworzywszy, a dokładniej mówiąc, - odtworzywszy takie środowisko, lwowianie potrafią osiągnąć cudowny cel, kiedy nasze słowa, myśli i uczynki staną się jednocześnie ziarnem dla wtajemniczonych oraz adeptów i pozostaną „perłami" dla „świń".
Tłumaczenie z języka ukraińskiego Iryny Duch