O pojmowaniu Brunona Schulza na wschód od Przemyśla
Będąc kiedyś mieszkańcem Lwowa, a teraz Moskwy, tłumacząc niegdyś Schulza i pisząc coś o nim, mogę podzielić się moim spostrzeżeniem tego, jak jego postać i twórczość jest odbierana na Ukrainie i w Rosji.
Mówiąc krótko, na Ukrainie Zachodniej kręgi liberalne traktują go w sposób apologetyczny, a nacjonalistyczne - bardzo negatywnie, w Rosji zaś czołówka kulturowa odbiera go z pewnym dystansem, a nieznaczna część społeczności kulturowej - z entuzjazmem. (Aby wyrazić swoje myśli, nie zabierając dużo czasu, jestem zmuszony do pewnego uproszczenia i uogólnienia; mam nadzieję, że będzie to odebrane z wyrozumiałością).
Dla znacznej części warstwy kulturowej Ukrainy Zachodniej Schulz jest nie tyle polskim pisarzem i żydem, ile przedstawicielem Galicji, jej bohaterem kulturowym, jej pełnomocnikiem w kontekście światowym. I w tym jest jakiś sens: niekiedy terytorium, geografia, podobieństwo losów historycznych mają mniejsze znaczenie, niż wspólne korzenie kulturowe, językowe oraz narodowościowe. Kręgi nacjonalistyczne Ukrainy Zachodniej, odwrotnie, dążą do izolacjonizmu - im nie jest potrzebny most, prowadzący do wielkiego świata, który wyśmieje ich kompensacyjną megalomanią. Nie jest to historia wymyślona: negatywna reakcja lwowskich deputowanych na propozycję młodych liberałów w połowie lat 90-ch zbudować pomnik urodzonemu we Lwowie Sacher-Masocha tłumaczono w następujący sposób: „Oni chcą, aby my, Ukraińcy, nie tylko się męczyli, ale w dodatku odczuwali przy tym zadowolenie".
A gdy pozwolimy sobie na elektrotechniczną alegorię, to możemy powiedzieć, iż Schulz dla ukraińskiej kultury jest swego rodzaju gniazdkiem elektrycznym lub wtykiem, który łączy ją z kulturą polską i problematyką modernizmu zachodnioeuropejskiego w jego wersji środkowoeuropejskiej (bardziej depresyjnej, fatalistycznej, nawet samobójczej - gdyż względnie nieduże narody i państwa środkowoeuropejskie musiały odgrywać w europejskiej historii politycznej czasów nowożytnych przeważnie rolę piechura, jakie by to nie było bolesne). Na wschodzie takim gniazdkiem, podłączającym kulturę ukraińską do rosyjskiej, jest postać Gogola. I co jest charakterystyczne, są to bardzo fantazmatyczni pisarze, zrodzeni przez tereny, wchodzące do składu dzisiejszej Ukrainy. Można odebrać je jako zachodni i wschodni bieguny w kulturze, a można także traktować jako zjawisko marginalne. Ponieważ już dla Kijowa (nie wspominając o Południu i Zachodzie Ukrainy) Schulz nie ma takiego wielkiego znaczenia, jak dla Galicjan.
I już w ogóle zimne, nawet zamrożone, by nie powiedzieć cudze tratowanie go w szerokich warstwach Moskwy. Przy tym właśnie w Moskwie (która nie jest miastem, ale, według wielu oznak szczególne „państwo w państwie") jest dość aktywne nieformalne „lobby schulzowskie". Jeśli mówić o poszczególnych osobach, to w pierwszej kolejności należy wspomnieć imię Asara Eppela - w latach 90 był on głównym tłumaczem prawie pełnej zbiórki utworów Brunona Schulza na język rosyjski. Tutaj należy zwrócić uwagę na kolejny interesujący moment. Eppel jest oryginalnym prozaikiem, jednym z interesujących nowelistów współczesnej Rosji, urodzony w Moskwie, Żyd z pochodzenia - wychował się w jednej z niezliczonych słobód przedwojennej i powojennej Moskwy, w Ostankinie. Odkrycie Brunona Schulza, jak mi się wydaje, bardzo mu się przysłużyło jako prozaikowi. Fantasmagoryczny i wegetujący styl drohobyckiego pisarza okazał się na tyle bliskim zachowanemu w nim odczuciu rodzimego kraju, dawno pochłoniętego wielomilionowym miastem, że mogło to spowodować zrodzenie w pewnym rodzaju równoległego stylu schulzowskiego, absolutnie oryginalnego i idealnie pasującego do literackiego odtwarzania zamkniętego świata - nieistniejącego tymczasowego „miasteczka" jego dzieciństwa. Słowo kluczowe tutaj - „miasteczko" - jeszcze do niego wrócę. Chciałbym tylko zaznaczyć, że Eppel-prozaik zajmuje szczególne miejsce w rosyjskiej tradycji kulturowej i literackiej, takie, jak, na przykład, Babel.
Drugi przypadek zainteresowania i żarliwego traktowania postaci oraz twórczości Brunona Schulza jest jeszcze bardziej interesujący, gdyż w żaden sposób nie jest uzasadniony biograficznie. Jest to drugi rdzenny moskwianin, znany socjolog Boris Dubin - intelektualista i tłumacz wszystkich utworów Borgesa i całego szeregu znanych postaci literatury modernizmu europejskiego. W jego postaci można uosobić jedno z odgałęzień rosyjskiej czołówki kulturowej - w Rosji takich osób nazywano „zapadnikami". Ale, co jest bardzo ważne, w odróżnieniu od tradycyjnego rozumienia „zapadników", Dubin dąży nie do rozpowszechnienia rosyjskiego świata kulturowego w świecie zachodnioeuropejskim, lecz do rozjaśnienia i do tworzenia kontekstu w celu prowadzenia produkcyjnego dialogu przy zachowaniu wszystkich odmienności ideowych oraz konstytucyjnych - nawet, gdy jest on kosmopolitą, to jednak „kosmopolitą rosyjskim". Aby wyznaczyć ramy mojej myśli i nadal ją rozwinąć, wystarczy chyba tych dwóch postaci. (W nawiasie pozostawimy bardzo niekrytyczną w sensie kulturowym rosyjską diasporę żydowską, tak samo niekrytyczne i po epigońskie nastawione kręgi miłośników austrowęgierskiego kosmosu kulturowego, bardzo liczną warstwę ludzi marginesu, dla których każda postać jest tylko powodem i narzędziem dla podziału stref wpływu, a także literackich smakoszy).
Moja prosta myśl polega na tym, że bardzo powściągliwe traktowanie Brunona Schulza w Rosji uzasadnione jest przez konstytucję. Niestety, zarówno w sensie kulturowym, jak i biograficznym Schulz odgrywał rolę drobnego pieniądza w historycznym przeciwstawieniu się wielkiego i małego świata, jeśli będziemy na nie patrzeć w świetle metafizycznym. Niestety, nie jestem fachowym filozofem, dlatego nie potrafię precyzyjnie zdefiniować te dwa światy, - pragnę podzielić się tylko własną wizją oraz apolitycznym przestawieniem. Schulz - to geniusz małego świata, w którym wyrasta prawie każdy z nas (i, być może, wolałby w nim pozostać, gdyby w nim nie było tak duszno), i zakładnik wielkiego świata, który wcześniej lub później do nas się zbliża. Od ostatnich kilkuset lat nikomu nie udało się umrzeć w tym samym kraju, w którym się urodził (przy tym z powodu dodawania przemian ludzie umierają nie mniej, niż w wyniku wojny). Schulz swoją twórczością starał się zwiększyć swój mały świat do granic dużego („Wichura", „Wiosna", „Sanatorium pod Klepsydrą") i zapłacił życiem za samowolę.
Jak wyprowadzić z klinczu duży i mały, nastoletni i dorosły, otwarty i zamknięty, partykularny i boski, globalny i antyglobalistyczny świat - miasteczko i uniwersum, - tego nie wiem. Ale wiem na pewno, że każdy z nas będzie musiał odpowiedzieć za to, co narobili wszyscy (i niech nikt nie mówi „mnie nie było 19 listopada"*). Wiem także, iż w razie, gdy mały i duży świat nie zrobią chociażby pół kroku sobie naprzeciwko, wszystko będzie nadal wyglądało tak samo (jeśli nie skończy się wcześniej).
Przy zetknięciu się dużego i małego świata Schulz nieodwracalnie zginie. Ale on straci oddech i zdegeneruje się do poziomu myszy, jeśli one całkowicie się rozminą - tu i teraz.
* - dzień śmierci Schulza 19.11.1942
Tłumaczenie z języka ukraińskiego Iryny Duch