"Zachowali twarz", wzbogacili "Gazprom"
20 stycznia rano Rosja wznowiła dostawy gazu do Europy przez Ukrainę. Podpisany przez NAK "Naftohaz Ukrainy" z rosyjskim monopolistą "Gazpromem" kontrakt przewiduje, że nasze państwo będzie otrzymywać gaz dla własnych potrzeb ze 20 procentową zniżką od ceny, za którą otrzymują od Federacji Rosyjskiej użytkownicy europejscy. Kto zwyciężył w tej wojnie?
Przewodniczący rosyjskiego holdingu Aleksy Miller oświadczył, że w ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku rozliczenia będą wychodzić z ceny „podstawowej" w wysokości 450 dolarów. A jaka jest cena w rzeczywistości? Od razu po podpisaniu kontraktu Julia Tymoszenko odesłała do pewnej formuły europejskiej, a 19 stycznia oświadczyła: „Spodziewamy się, że wyjdziemy na poziom dla odbiorców ukraińskich w wysokości 230 dolarów za 1 tys. m3 w ciągu roku".
Okazuje się, że miał rację Wiktor Juszczenko, po interwencji którego pod koniec grudnia kontrakt z „Gazpromem" w cenie 250 dol. nie został podpisany. Ale ogłoszoną przez premiera cenę wielkim zwycięstwem nazwać nie można.
Przeanalizujmy, od czego się zaczął i czym się skończył konflikt gazowy.
W ciągu ostatnich lat z nastaniem zimy Rosja rzuca się w atak gazowy na swoją zachodnią sąsiadkę. Sąsiadkę nie bardzo zgodliwą w kwestiach orientacji politycznej i tę, która miłuje wolność. Czy przyczyną ku temu są przesłanki gospodarcze? A może walka klanów z powodu podziału dochodów? Nie bez tego. Ale jeżeliby chodziło tylko o to, konflikt nie wyszedłby na taką skalę, kiedy to w rzeczywistości ucierpiały państwa Europy.
Przed początkiem aktywnych działań „wojskowych" stosunki „gazowe" Moskwy i Kijowa bazowały się na dwóch podstawowych dokumentach: specjalnym memorandum, podpisanym jesienią ubiegłego roku przez premierów Tymoszenko i Putina, i umowie dwustronnej 2006 r., na podstawie której realizowany jest tranzyt rosyjskiego gazu do Europy. Pierwszy dokument mówi o tym, że przy pozostawieniu niezmiennej stawki tranzytu gazu przejście na ceny rynkowe za gaz dla Ukrainy ma być realizowane w ciągu trzech lat. W pt. 3.1 drugiego dokumentu określono, że w wypadku utraty celowości gospodarczej koniecznym jest podpisanie nowej umowy.
Logika dokumentów jest mądra i zrozumiała. Cena gazu dla Ukrainy i wartość tranzytu - to są ogniwa jednego łańcucha. Upierając się przy cenie „rynkowej" - 450 dol. za tys. m3 gazu dla Ukrainy w 2009 r., który już nastąpił (2,5 razy więcej w porównaniu z ubiegłym rokiem!) przy zachowaniu stawki tranzytowej, rządcy Kremla nie tylko złamali obustronne umowy, ale także odeszli od gospodarczych zasad wzajemnych relacji w danej dziedzinie. Do tego powinny być głębsze przyczyny, niż jakieś mankamenty „księgowości".
Przez wszystkie te lata ostro czuło się nie przyjęcie przez Kreml ukraińskiej Rewolucji Pomarańczowej 2004 r. oraz pragnienie rewanżu pewnych sił politycznych. Kiedy zaś Prezydent Juszczenko około 6 miesięcy temu otwarcie poparł gruzińskiego kolegę w stawianiu czoła rosyjskiej agresji, stało się całkiem oczywiste, że dojrzewa coś nadzwyczajnego w stosunkach ukraińsko-rosyjskich.
Dzisiaj Rosja niczym, oprócz kupowanego w Turkmenii i odsprzedawanego Ukrainie gazu, nie może w rzeczywistości wpłynąć na pozycję ostatniej wobec UE i NATO. Jasne, że „dławić gazem" można tylko w pełni zimy. Latem Rosjanie nie mają gdzie go sprzedawać: największa liczba zbiorników gazowych jeszcze z czasów radzieckich znajduje się na terenach w pobliżu Dniepra. Muszą się z tym liczyć.
Najwygodniejszy dla „wykręcanie rąk" czas zbiegł się z początkiem roku wyborów prezydenckich na Ukrainie. Zastępca przewodniczącego Rady Najwyższej Mykoła Tomenko (Blok Julii Tymoszenko) uważa, że, rozpoczynając eskalację wojny gazowej, Rosja w postaci jej rządców pragnie wpłynąć na wyniki kampanii prezydenckiej. Co prawda, nie do końca jest zrozumiałe, dlaczego martwią się zwolennicy Julii Tymoszenko. Jak wynika z informacji, podanych przez kancelarię Prezydenta Ukrainy premiera podejrzeli mało nie w dostosowaniu się do interesów Kremla. Rodzi się pytanie: czy Kreml przypadkiem nie stawia na Julię Tymoszenko?
Nie wszystko zależy od Moskwy. Warto przypomnieć, że jesienią Blok Julii Tymoszenko wstąpił do aliansu ze sterowaną przez Kreml ukraińską Partią Regionów i sprzyjał przyjęciu ustaw, sprowadzających pełnomocnictwa Prezydenta Ukrainy do fikcji. Był skandal. Wiktor Juszczenko nazwał to wydarzenie „konstytucyjnym zamachem stanu". Oponenci surowo odburkiwali. Niektórzy nawet grozili wyprowadzeniem ludzi na ulicy... Taka historia jest znana, a jednak mało kto zwrócił uwagę na to, że akurat wtedy zza oceanu dotarła bardzo interesująca wiadomość. Agencje informacyjne poinformowały, że były premier Ukrainy Pawło Łazarenko i partner biznesowy pani Tymoszenko, przebywający obecnie w USA w areszcie domowym w związku z oskarżeniami o pranie pieniędzy, nagle został zaniepokojony swoim bezpieczeństwem i prosi się z powrotem ze swego domu do więzienia. Tak w ogóle, wygląda na to, że on niby może w najbliższym czasie wrócić do Kijowa... Dosłownie od razu po tym wydarzeniu pozycja Bloku Julii Tymoszenko wyraźnie się zmiękczyła. Julia Tymoszenko oświadczyła o swojej gotowości przyjąć wszystkie warunki Prezydenta, aby tylko uwolnić państwo od kolejnych wyborów przedterminowych. Projekty ustaw antyprezydenckich powstrzymano. Nikt już nie wspomina o więźniu Łasarence.
Cały ten rejwach, związany z więzieniem, wskazuje na to, że Biały Dom okazał się nieobojętny wobec losu pana Juszczenki. I pewne wpływy on ma. Ale... było to za czasów prezydenta Busha. A jak teraz wszystko się potoczy za prezydenta Baracka Obamy? Kwestia ta była poważnie dyskutowana w Kijowie. Od pozycji amerykańskiego kierownictwa w dużej mierze zależą losy nowych demokracji.
Zbyt często podejmując temat gazowy, Moskwa ma daleko idące cele: od rzecznictwa interesów przedsiębiorców, zainteresowanych w przyspieszeniu budowy rurociągu poza granicami Ukrainy do przekształcenia UE w obłaskawionego wspólnika, któryby raz i na zawsze zamknął buzie patrząc na gwałcenie praw człowieka w Rosji. Jednak teraz, kiedy do Białego Domu przyszedł nowy gospodarz, sprawa może potoczyć się o wiele prościej. Wszystko jest bardzo podobne do dobrze zaplanowanej PR-akcji z dyskredytacji ukraińskiego kierownictwa, do początku (lub kontynuacji?) kampanii, zorientowanej na zmianę Prezydenta Ukrainy. Charakterystyczną cechą dzisiejszych czasów jest to, że walczyć o swoje cele reżim Putina-Miedwiediewa pragnie przy pomocy liderów krajów europejskich. Działa on bardzo sprytnie. Najpierw postawili Ukrainie z góry nie wykonywalne warunki. Po odmowie ich przyjęcia zakręcili kurek. Włączyli olbrzymie maszyny informacyjne i dyplomatyczne, tworząc obraz „zawodzącego" ukraińskiego partnera. Tym czasem cały szereg państw zaczął cierpieć na skutek braku gazu. Bez żadnej wątpliwości liczono na to, że przywódcy państw europejskich, zaniepokojonych dostawą gazu dla obywateli ich państw nie wytrzymają, i to nie może nie wpłynąć na stanowisko Białego Domu. Kreml otrzyma dodatkowy punkt w konflikcie z USA za wpływy na Ukrainę.
Polityczny PR tej historii widać z daleka. Zobaczmy finał tej historii. 18 stycznia agencje informacyjne zawiadomiły, że Putin i Tymoszenko „doszli do porozumienia". Zgodnie z ich umową w 2009 r. Ukraina będzie otrzymywać gaz dla własnych potrzeb z ulgową 20 proc. zniżką od ceny, za jaką otrzymują gaz wszyscy europejscy użytkownicy. Dla nich, jak twierdzą urzędnicy „Gazpromu", on kosztuje teraz 470 dol. za tys. m3. Przy tym stawka tranzytu gazu dla Europy przez terytorium Ukrainy pozostaje niezmienna. Komentując tę wiadomość prokremlowskie media pochwaliły Julię Tymoszenko, mówiąc, że jej stanowisko pozwoliło Ukrainie zachować twarz.
Są też odmienne zdania. Znany ukraiński ekspert do spraw kwestii energetycznych Ołeksandr Narbut oświadczył, że porozumienia ukraińsko-rosyjskie, dotyczące dostawy gazu, oznaczają kapitulację Kijowa w konflikcie gazowym. „To porozumienie przypomina całkowite fiasko ukraińskiej polityki gazowo-energetycznej. Świadczy to chyba o braku zrozumienia tego, co będzie to oznaczać dla gospodarki ukraińskiej. Przecież stawka tranzytu pozostaje niezmienna, przy czym jeszcze wcześniej została zaniżona", - przytacza wypowiedź eksperta „Deutsche Welle".
Analityk zwrócił uwagę na to, że zbytki Ukrainy w związku z niską stawką tranzytu gazu stanowią 3,5 miliardów dolarów corocznie. Według niego, Ukraina została poddana presji, nic nie otrzymując w zamian.
W bieżącym roku cena gazu dla Ukrainy wzrośnie co najmniej w 1,3 razy. Już w pierwszym kwartale, czyli w sam szczyt kryzysu gospodarczego, wzrost ceny będzie dwukrotny! A część dochodowa - płata za tranzyt - pozostała ta sama...
Kogo to nie zaczepia, że dali „Gazpromu" możliwość zwiększyć zarobki bez zwiększenia jego zatrat? Przed podpisaniem „zwycięskiego" kontraktu były minister energetyki Ukrainy Jurij Bojko oświadczył, że premier Julia Tymoszenko usiłowała włączyć w system dostawy gazu przedsiębiorstwo swoich sojuszników politycznych - Wiktora Medwedczuka i Ihora Bakaja.
„Firma FKRtt Universal Swissland należy Wiktorowi Medwedczukowi i Ihorowi Bakajowi. Premier lobbingowała podpisanie kontraktu pomiędzy stroną rosyjską a wspomnianą firmą na eksport z terytorium Federacji Rosyjskiej 4,5 miliardów m3 gazu w pierwszym kwartale b.r., - powiedział Bojko, - właśnie dlatego rząd Ukrainy tak samo długo ciągnął spłatę długów gazowych, jak i długo trwał proces negocjacji".
Jak widzimy, osiągnąć tego się nie udało. Ulgą dla pani Tymoszenko może służyć to, że RosUkrEnergo już nie będzie pośredniczyć w procesie kupna gazu. Do tego gorliwie wytwarzany w rosyjskich mediach obraz „ratownicy" Ukrainy od „głodu gazowego" przed wyborami prezydenckimi pani Ju nie zaszkodzi.
Inna sprawa, że pod czas „wojny gazowej", której wpływ na gospodarkę jest bardzo podejrzany, w znacznej mierze ucierpiał pozytywny obraz państwa. Ale co jeszcze dopiero będzie pod czas kampanii prezydenckiej, która już się zaczęła! I to już całkiem oczywiste.
Informacja ZAXID.NET
Aleksandr Koswincew - niezależny dziennikarz, obywatel Rosji. W mediach pracuje od 28 lat. Pracował w czasopismach regionalnych, a także w moskiewskich gazetach „Trud" i „Nowaja Gazieta". Były redaktor naczelny syberyjskiego tygodnika „Rossijskij Rieportior", ukraińskiego dziennika „Wiecziernije Wiesti". Otrzymał nagrodę imienia Artioma Borowika.
Tłumaczenie z języka rosyjskiego Iryna i Ołeh Duchowie