Turystyczna perspektywa Lwowa: kolejny argument sceptyka
"Egipski" model przemysłu turystycznego jest właściwy dla krajów słabo rozwiniętych pod względem gospodarczym i obywatelskim, podczas gdy "hiszpański" model - dla krajów, w których społeczeństwo jest już dojrzałe.
Ile razy już rozmawiano na temat konieczności rozwoju potencjału turystycznego naszego miasta i regionu - a sprawa idzie do przodu równie tak, jak mokre się pali. Posiadając znaczną liczbę wysokiej wartości zabytków przyrodniczych i historyczno-kulturowych, Lwów i cała Galicja kilkakrotnie ustępują swoim najbliższym sąsiadom na kontynencie w zakresie liczby potoków turystycznych. Przy tym główna masa turystów przyjeżdża do nas głównie z 3-4 krajów, a ich marszruty turystyczne zaplanowane są głównie w ten sposób, żeby... uniknąć długich pobytów na lwowskich terenach. W którym jeszcze z dawnych miast Europy ok. 80% biur turystycznych prawie wyłącznie albo przeważnie pracuje w dziedzinie turystyki wyjazdowej? Tylko we Lwowie!
Trzeba przyznać, że mieszkańcy Galicji, mianowicie ci, którzy zajmują poważne stanowiska, zbyt długo pozbywają się wyobrażenia o zdolności cudownych krajobrazów i zabytków historii przynosić dochody bez znacznego wysiłku z ich strony. Zdaniem poważnych analityków, brak nam atrakcji, a także gwiazdkowych hoteli, parkingów, ośrodków wypoczynkowych, portali informacyjnych, odpowiedniej reklamy w prasie i in. Jeszcze bardziej poważni wskazują na potrzebę pracować z lokalnymi mieszkańcami - nauczyć lwowian gościnności, uczciwości, kultury ekologicznej, podstaw leksyki języków obcych.
Nie ma mowy, wspomniane czynniki w znacznym stopniu hamują postępy lwowskiej turystyki. Ale czy istota rzeczy polega tylko na nich? Aby spojrzeć na problem szerzej, należałoby porównać niektóre aspekty doświadczenia dwóch takich światowych grandów przemysłu turystycznego, jak Egipt oraz Hiszpania. Obydwa kraje posiadają bardzo duże zasoby rekreacyjne, w obu państwach ich władze uświadamiają strategiczne znaczenie branży turystycznej oraz dokładają dużego wysiłku dla zapewnienia jej postępowego rozwoju. Zarówno Egipt, jak i Hiszpania nagromadziły duży potencjał infrastruktury i dysponują doświadczonymi kadrami o światowym poziomie, ale... Kraina faraonów mimo względnie tanich usług turystycznych, przyjmuje prawie osiem razy mniej zagranicznych gości, niżeli kraj korridy i flamenco.
Przyjeżdżający do Egiptu gość ciągle ma odczucie przebywania w sztucznie stworzonym środowisku, rzetelnie oddzielonym od codziennych realiów kraju. Tak, na tereny stref wypoczynkowych i do zakładów wypoczynkowych miejscowi mieszkańcy prawie nie mają dostępu. Przewodnicy turystyczni tłumaczą gościom, dokąd nie należy chodzić i gdzie nie warto robić zakupy, podkreślając, iż należy unikać wszystkich niezaplanowanych podróży i kontaktów. Dobrze wyszkolonemu personelowi zakazano jakiekolwiek nieformalne obcowanie z cudzoziemcami.
Wszystko to się robi przede wszystkim w interesach samych gości. Jak tylko ostatni na pół kroku się oddalają od rozpracowanego marszruta, trafiają w środowisko braku warunków sanitarnych, nędzy, ignorancji, podstępności, niezwykłych życiowych standardów i norm zachowania. Tutaj nikt nie zwraca uwagi na ustawę, a na cudzoziemca czekają różnego rodzaju ryzyka: zostać oszukanym przez sprzedawcę alkoholi (taksówkarza, ślusarza po obsłudze samochodów, kelnera i in.), zatruć się jedzeniem czy napojami, wywołać gniew religijnych fanatyków, zostać zakładnikiem ekstremistów... Nawet po krótkoterminowym zetknięciu się z tym ubogim, niebezpiecznym i niegościnnym środowiskiem, w którym mija codzienne życie większości Egipcjan, cudzoziemiec chyba nie zechce nadal przebywać w tym kraju, ponownie go odwiedzić czy polecić swoim przyjaciołom tam pojechać.
Natomiast w Hiszpanii sztucznego izolowania turystów praktycznie nie ma, równie jak i podwójnych standardów traktowania „swoich" i „cudzych". Turysta może jak chce daleko odejść od marszruta - wszędzie znajdzie dobre towary i usługi, obsługę na wysokim poziomie, zawsze czynną ustawę, życzliwych, ale przy tym świadomych własnej godności, obywateli... Oczywiście, wśród Hiszpanów również można natrafić na osób nieżyczliwych czy oszustów, a Egipcjanie często demonstrują wysoką kulturę i prawdziwą gościnność, ale ogólny obraz społeczny obu krajów wygląda tak, jak go opisaliśmy. Kardynalnie odmienne środowiska mają duży wpływ na rozwój przemysłu turystycznego. „Egipski" model jest właściwy dla krajów słabo rozwiniętych pod względem gospodarczym, ale jeszcze bardziej pod względem obywatelskim, podczas gdy „hiszpański" - dla dojrzałych pod względem obywatelskim społeczeństwom.
W sytuacji przejścia od sporadycznych wizyt „grup badaczy" do masowej obsługi wielomilionowych i wielonarodowych potoków turystów ukraińska i, jeszcze wężej, lwowska branża turystyczna nie potrafi uniknąć wyboru pomiędzy tymi dwoma modelami. Albo rozbudowywać branżę równolegle z masowym wzrostem poziomu życia i obywatelską ewolucją społeczeństwa, albo stwarzać dla gości sztuczną i rzetelnie odizolowaną infrastrukturę. Nie można uważać, iż druga możliwość nie ma perspektywy - przemysł turystyczny niektórych krajów osiągnął na tej drodze poważnych sukcesów. Wśród zamożnych cudzoziemców jest dużo osób, które są gotowe zachwycać się pięknem zamorskich krajów, nie zastanawiając się nad ubogim bytem jego mieszkańców czy nad niedemokratycznym zachowaniem administracji. Jednak spośród masy takich gości trafiają się bardzo niewdzięczne osoby. Po ładnym opaleniu się, otrzymaniu bogatej informacji kulturowej i historycznej, jakościowej obsługi i przy tym - w czasie całej wycieczki 100-procentowej ochrony przed plebejskim i skorumpowanym środowiskiem, zamiast podziękowania oni roznoszą po świecie wiadomości o fakcie istnienia tego środowiska! Może takich nieżyczliwych osób jest znikoma mniejszość, ale pomnóżcie ich mizerną koncentrację na miliony - i zrozumiecie, dlaczego reputacja niektórych krajów na świecie okazuje się beznadziejnie zepsuta i na żadne tematy o „integracji europejskiej" nikt z nimi (jak, na przykład, ze wspomnianym Egiptem) nie chce rozmawiać. Ukraińcy, a szczególnie mieszkańcy Galicji, ze względu na ich europejskie intencje, mają nad czym się zamyślić, zanim bez żadnych zastrzeżeń odtwarzać na swoich terenach korzystne doświadczenie wyspy Bali, Szarm el-Szejku czy Varadero.
Otóż, wygląda na to, że rozwiniętą turystyczną infrastrukturę nie należy budować jako „państwo w państwie"... Ale, za przeproszeniem, wyobraźmy sobie, ze jesteśmy w sytuacji naszych przyszłych gości! Spójrzmy ich oczami na nasze nieatrakcyjne urbanistyczne widoki, bardzo zanieczyszczone środowisko, ponure i rozdrażnione społeczeństwo, powszechne przejawy nihilizmu prawnego oraz irracjonalnej zachłanności. Czy o wiele lepiej będą oni się czuć w tym środowisku, niżeli w miejskich zaułkach Kairu lub w fawelach São Paolo? Czy na tle takiego doświadczenia nie okażą się marne najbardziej hojne wydatki na reklamę, promocję, serwis?.. Autor tego tekstu kilka razy był świadkiem epizodów, w których przewodnik zapraszał gości do obejrzenia wieży Korniakta czy kaplicy Boimów, a oni nieładnie wtrącali się z pytaniami o szczerbaty bruk i porozbijane latarnie. Przy tym ci goście przyjechali do Lwowa nie z jakiejś komfortowej Bazylei czy Trondheimu, ale z Chmielnickiego, Sum, rosyjskiej prowincji...
Perspektywy biznesu turystycznego na lwowskich terenach nie rodzą wątpliwości, jednak strategiczną podstawą rozwoju regionu on na razie być nie potrafi - chociażby z przyczyn, opisanych wyżej. Chyba, że pod „rozwojem regionu" rozumiano szybkie wzbogacenie się garści największych operatorów branży turystycznej i ich opiekunów w wysokich gabinetach, którym całkowicie odpowiada „egipska droga". Alternatywny wariant równoległej rozbudowy turystyki i społeczeństwa obywatelskiego europejskiego typu przewiduje, że główną energię ten proces ma czerpać z innych branży gospodarki. Pierwsza z takich branży, która przychodzi autorowi do głowy - to, za przeproszeniem, przemysł.
Nazwijcie państwo inni!
Tłumaczenie z języka ukraińskiego Iryny Duch