Wariantów tylko dwa - albo pijaństwo, albo kultura, - bracia Kapranow
Wygodna aparycja przyciąga do nich uwagę - to bracia Kapranow, brodaci i wąsaci, weseli i mądrzy mężczyźni ukraińskiego biznesu. Witalij i Dmytro Kapranow - ukraińscy wydawcy, pisarze, publicyści, działacze społeczni, zajmują się działalnością handlową. To są osoby, naprawdę tworzący ten ośrodek, do którego tuli się ukraińska książka.
Niedawno Witalij i Dmytro Kapranow wydali "Nowe rozdziały Kobzara 2000". Właśnie od tego rozpoczęła się nasza rozmowa.
- Wasz "Kobzar 2000" był bardzo popularny...
- On nadal nie traci na swej popularności. Można powiedzieć, że to longseller.
- Więc, "Nowe rozdziały..." napisaliście z powodu popularności pierwszej książki?
- To nie było przyczyną kontynuacji "Kobzara 2000". "Kobzar..." cieszy się stałą popularnością i cały czas jest sprzedawany. Ale od momentu napisania tej książki minęło 10 lat. "Kobzara..."planowaliśmy jako swoisty przegląd współczesnej Ukrainy w płaszczyźnie mistycznej. W ciągu ostatniego dziesięciolecia przekonaliśmy się, że ten przegląd nie jest zakończony i nie jest doskonały. Wtedy nie mieliśmy dużo informacji i o żadnych regionach ani słowem nie wspomnieliśmy, w tym o Galicji. A przecież Galicja - to jedno z najbardziej mistycznych ukraińskich terytoriów. Oprócz tego, teraz Lwów i Kijów aktywnie się rozbudowują, a na Ukrainie od dawna istnieje budowlana magia, która teraz jest szczególnie popularna i związana z boomem budowlanym.
- Magia budowlana?
- Tak. Ale tylko nie chcemy obrazić budowniczych, szczególnie tych, którzy robią dachy. Bo mogą pod strzechą coś takiego schować, że nikt w tym domu nie będzie mógł mieszkać. Rozmawialiśmy z kierownikiem prac budowlanych, który dziś buduje budynki. On mówi: „Przyjmujesz człowieka do pracy, a on jeszcze poucza: „Ale musi pan zapłacić, bo jak nie zapłaci, to takie coś zrobię, że potem sami przyniesiecie mi pieniądze". To znaczy, że dziś taka praktyka istnieje.
Czas nie stoi na miejscu, i magia nie stoi na miejscu. Ukazała się encyklopedia „Ukraińska mitologia". Teraz ta problematyka jest aktywnie badana. Wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że na Ukrainie to jest naprawdę oryginalne i niepowtarzalne. Innego takiego kraju na świecie nie ma, dlatego że wszyscy oni popalili i poniszczyli swoich wiedźm, a my swoich odwrotnie - kultywowaliśmy...
- Teraz „Kobzar..." i „Nowe rozdziały..." obejmują całą geografię Ukrainy?
- Nie. Mistyczna Ukraina - to nie płaszczyzna, to ocean. Tam można przesuwać się poziomo, pionowo, po przekątnej i w nieskończoność. Będziecie uważać, że obeszliście wszystko, a potem się okaże, że nie wiecie 90% z tego, co się odbywało, gdyż mistyka ukraińska przez dłuższy czas była przedmiotem tabu, traktowano ją jako zabobon, najpierw przez Kościół, później przez komunistów, i taka sytuacja trwała setki lat. A książki - to pozostałości, kawałki tego, co potrafimy znaleźć. Nawet mamałygę u nas w Besarabii gotują następująco: do wrzącej wody sypią mąkę kukurydzianą i robią znak krzyża. Nikt ją nie wymiesza, tylko „chrzci". Kiedy nasza babcia barszcz gotowała, też robiła znak krzyża. Okazuje się, że to był zwyczaj, z którym Kościół walczył przez długie stulecia, były oddzielne dokumenty, w których wskazano, że nie wolno stawiać znak krzyża na jedzeniu, zwłaszcza na chlebie. Dlaczego nie wolno tego robić, nikt nie tłumaczył, ale mówiono, że to odstępstwo, że tak robić się nie należy i in.
Tak naprawdę, przebywając tyle lat w głębokim podziemiu, ukraińska mistyka rozwaliła się na kawałki. Dlatego można nabierać ją, jak mozaikę, tam kawałek, gdzie indziej kawałek. Można się dowiedzieć o bardzo prostych, ale niesłychanie pięknych rzeczach. Niedawno opowiedzieli nam, że w kilku wsiach w Galicji ludzie bardzo ładnie świętują Kupała. Trzodę na pastwisko wyganiają tylko dziewczyny. W ciągu dnia splatają każdej krowie wianek. Kiedy przyganiają trzodę do domu wieczorem, każda krowa niesie na głowie wianek. Każdą krowę przyganiają w dwór, oddają gospodarzowi „do rąk własnych", gospodarz nalewa kieliszek (wykupuje krowę). A jeśli krowa nie chce nieść wianek, wtedy gospodarz wykupuje krowę i wianek od dziewcząt za podwójną opłatę.
- Na ile rozumiem, będą pojawiać się kolejne rozdziały „Kobzara 2000"...
- Mamy nadzieję. Jeśli Pan Bóg da. W każdym razie Szewczenko do ostatnich lat dopisywał swego „Kobzara". Przecież też zdawał sobie sprawę, że „Kobzar" - to nie książka, lecz sposób istnienia, sposób tworzenia. Myślicie, że planowaliśmy to pisać? Nigdy w życiu! Samo się napisało...
- Jakie są jeszcze plany?
- Zamierzamy napisać dwie powieście. Bardzo trudne pod względem psychologicznym, i forma będzie trudna - klasyczna. Ale klasycznie - to nie znaczy nudnie. Będzie to książką, która się różni od „Lubczyka" i „Rozmiar ma znaczenie". Będzie to całkiem co innego, bardzo poważna książka. Zresztą, wszystkie nasze książki są poważne. Inna sprawa, że nie chcemy czytelników nudzić. A poważny i nudny - to jednak nie są synonimy, to dwa różne słowa, dlatego staramy się być ciekawymi i wesołymi.
- Jak tak się stało, że dwaj tacy weseli mężczyźni zajmują się taką niewesołą sprawą, jak wywalczenie statusu dla ukraińskiej książki?
- Książki - to najbardziej wesoła sprawa. Proszę powiedzieć, jaki jeszcze zawód pozwala przychodzić do pracy i przez cały dzień wcielać swoje fantazje. Nie idiotyczne wskazówki szefa, a swoje fantazje. W naszym wydawnictwie każdy redaktor przez cały dzień wciela swoje marzenia. Książka - to zmaterializowany pomysł... To jedyny rodzaj działalności twórczej, który teraz pozostał, oprócz jeszcze tych osób, które bezpośrednio piszą lub tworzą...
- We Lwowie byliście obecni na prezentacji albumu-rekwiem tych lwowskich księgarni, których już nie ma. W Kijowie robiliście coś podobnego. Czy są też inne miasta na Ukrainie, gdzie mają miejsce podobne akcje?
- Po księgarniach tego nie było. Wszystko zależy od inicjatywy na miejscach. W Kijowie mieszkamy i jesteśmy tam gospodarzami. We Lwowie jest pan M. Watulak i lokalne Stowarzyszenie wydawców. Oni też są w swoim mieście gospodarzami i nie dają się obrazić. W Połtawie jest dwie księgarnie, tam w ogóle wszystkich już „dobili"; w Kirowogradzie też jest tragedia. Polecamy przyjść na Forum i spytać, kto jest skąd, zobaczycie całą geografię, zrozumiecie całą sytuację w sferze wydawniczej na Ukrainie. Zobaczycie, że dzikie pole - to dzikie pole - tam nic nie ma. W Naddnieprzu nie ma nic: ani książek, ani księgarni - straszna bieda. Obwód Mikołajowski, na przykład, potrafił zachować książkę. Charkowski również. Ale na Charkowszczyźnie są wydawnictwa, a w obwodzie mikołajowskim - nie.
- Jak społeczeństwo może pomóc w wywalczeniu, mówiąc ogólnie, segmentu kulturowego na terytorium rodzimego miasta?
- Społeczeństwo powinno, przede wszystkim, zrobić tak, aby go usłyszeli, aby jego głosem nikt nie potrafił manipulować. Taka organizacja jest wielkim i silnym punktem każdego społeczeństwa. Tak naprawdę, mało osób wytrzymało właśnie tę próbę. Ma być krytyczna liczba osób, które chcą poświęcać na to swój czas. Oni powinni kontaktować się ze sobą. Dziś już nie jest grzechem usłyszeć głos społeczności kulturowej. Nikt już się tego nie wstydzi. Wszystko już jest tak okradzione, że z kulturą pozostały tylko same hemoroidy.
Oprócz tego, należy spotykać się i mówić do samej „kultury". Trzeba wykorzystywać, eksploatować to społeczeństwo kultury, aby jego członkowie między sobą się konsolidowali, rozwiązywali różne zadania. Aby nie było tak, jak zawsze: konflikt społeczeństwa i władzy. Ile można walczyć - to już nie działa.
- To znaczy, że koniecznie potrzebny jest dialog pomiędzy samymi twórcami kultury, a później należy już nawiązywać dialog z władzą?
- Musimy nawiązać nić dialogu i ją wykorzystywać. Musimy również w ramach swoich pełnomocnictw i możliwości działać. Nie możemy kroczyć zbyt szeroko, aby nie podrzeć spodni. Zostać usłyszanym - to już wielkie szczęście. Z innej strony, nie możemy hodować nadmiernej nadziei. Należy zaprzestać wymagać to, co, jak wiemy, nigdy nie zostanie spełnione. Na przykład, zmienić wszystkie szyldy, które nam się nie podobają, - to bez sensu. Chociaż... Jak było w Izraelu? Córka premiera brała kamienie i rozbijała wszystkie szyldy, które były napisane nie po hebrajsku. Sama jeździła na jeepie i rozbijała je. Nie podlegała sądowi, dlatego miała wszystko w nosie. Wtedy wszyscy przeszli na język hebrajski, pomyślawszy, że tak będzie taniej. Nie podoba się szyld, bierz kamienie i rozbijaj, ale wtedy bierz też na siebie całą odpowiedzialność.
- W ciągu 17 lat wiele mówiło się o książce, wydawnictwie. Najpierw nie wystarczało pisarzy, później - wydawców, dystrybutorów, a teraz jest takie wrażenie, że wracamy do tego, że znów jest brak dobrej literatury...
- Tak naprawdę, mamy brak czytelników. Dobra książka nie spada z nieba. Dobra książka - to wynik procesu: wydali książkę, przeczytali, napisali krytykę. Na dziesiąty raz pojawia się dobra książka nie jako unikalne zjawisko lub wytwór sztuki. Po to, aby był jeden genialny pisarz, ma być 100 utalentowanych, po to, aby był jeden utalentowany, ma być 100 pośrednich, po to, aby był jeden pośredni - ma być 100 grafomanów. Otóż, dla jednego geniusza potrzeba 100x100x100 - milion grafomanów. Grafomani też realizują się w pisaniu. To proces. Dopóki nie będzie czytelnika, który zechce czytać wszystko, co dobre i co złe, robić selekcję, nie kupować tego, co niedobre, polecać przyjaciołom to, co dobre i stwarzać w ten sposób odwrotną presję - dopóty nic się nie zmieni. Dzisiaj książka nie dociera do czytelnika. Dziś średni nakład książki komercyjnej - to 500 egzemplarzy po Ukrainie, najwyżej tysiąc. I co z tego? Czy to jest wystarczająca ilość - tysiąc książek na 25 milionów czytelników? Nie widzą je, nie czytają, nie kupują... Nie ma procesu. Po to, aby zaistniał czytelnik książki ukraińskiej trzeba, aby z półek usunęli książkę rosyjską i postawili ukraińską, przynajmniej na poziomie oczu, aby czytelnik potrafił bynajmniej zwrócić na nią uwagę. Chociaż na połowę przemieścić. Teraz tak nie jest: jeśli ktoś chce przeczytać książkę ukraińską, powinien albo ukłonić się nisko, albo wysoko podskoczyć, aby spytać konsultanta, w razie, gdy ten ktoś na pewno wie, czego chce.
- Jaka jest sytuacja w Kijowie, jeżeli chodzi o księgarnie ukraińskie?
- Trudno nazywać to księgarniami, ale jest jedna na placu Sławy, należy ona do p. Jaworskiego, byłego lwowianina. Drugą księgarnie miał w Akademii Kijowsko-Mohylańskiej. To znaczy, nie ma dokąd dalej jechać. Proszę sobie wyobrazić następującą sytuację: jedyną normalną księgarnię w mieście zamknęła administracja uczelni.
- I co, żadnej reakcji nie było?
- W tym roku podczas akcji, kiedy składaliśmy kwiaty w tych miejscach, gdzie kiedyś były księgarnie, na zamkniętych drzwiach księgarni można było przeczytać: „Prosimy wybaczyć za tymczasowe niedogodności. W najbliższym czasie księgarnia zostanie otwarta", a na oknie nadal wisi protestacyjne ogłoszenie, mówiące o tym, że „księgarnię zamyka administracja Uniwersytetu". A przecież my wiemy, co to znaczy otworzyć księgarnie, tym bardziej wiemy, że w Kijowie jest to niemożliwe, może tym się zająć prywatny przedsiębiorca, dlatego, że pracuje na uproszczonym systemie opodatkowania, ale tego nie potrafi zrobić żaden zakład państwowy z 10 powodów, które mogę wymienić, powodów technicznych (na przykład, taki zakład nigdy nie otrzyma uzgodnionej grupy wejściowej, bez której nie otrzyma zezwolenia na handel i korzystanie z aparatu kasowego. On go nie otrzyma, bo to kosztuje 20 000 hrywien łapówki, i my o tym wiemy, a oni - nie). Piszą, że tutaj powstanie księgarnia, ale my wiemy, że nie będzie jej ani „w najbliższym czasie", ani za rok, ani za dwa. Zniszczyć jest łatwo, a zorganizować - to duży kawałek roboty. Nie mówię już o tym, że Jaworski jest nieprzeciętnym menedżerem. Nie darmo został uznany przez Forum za najlepszego działacza handlowego w tej branży na Ukrainie. To człowiek, który naprawdę potrafi zrobić dobrą księgarnię.
- Jakie ustawy byłyby pożyteczne dla rozwoju książki ukraińskiej?
- Główne zadanie - ograniczyć import książki rosyjskiej, przynajmniej uczynić tak, aby proces jej przeniknięcia na Ukrainę był kontrolowany. Czy wiecie, że w urzędzie celnym książki mierzone są w kilogramach? Mogę podać nawet statystykę, według której w ubiegłym roku na Ukrainę zawieziono tyle a tyle kilogramów książek... Ale proszę nie pytać o liczbę egzemplarzy i o nazwy książek, takiej informacji nie ma. Czy to wam pasuje? Ile kilogramów książek kupiliście w ubiegłym roku? (śmieją się)
- Czy to najważniejszy problem?
- Są trzy główne problemy. Pierwszy - to import. Drugi - brak księgarni. Przecież, 500 księgarni na ponad 40 milionów Ukraińców - to mało. Trzeci - to autorytet książki, propaganda czytania i in. W Europie była wyjątkowa akcja "Zaskoczony przez książkę". Na plakatach - czytający mistrzowie olimpijscy, modelki, politycy, - a także ich zdjęcia z otwartą książką były rozwieszane wszędzie, na nich napis: "A ty czytasz?".
W Stambule (Turcja) w parkach można zobaczyć ławki w postaci otwartych książek, a na oparciach- wiersze tureckich poetów-klasyków. Na Ukrainie można byłoby umieścić inny plakat, na przykład: „Cały Lwów czyta, a ty?" Do tego należałoby sporządzić program municypalny.
Za granicą na poziomie władz lokalnych o to dbają, nawet w małych miasteczkach. Tam zdecydowano, że lepiej jest, kiedy ludzie czytają. Bo wariantów jest dwa: albo pijaństwo, albo kultura. To są rzeczy zamienne.
- Czy można uważać Lwów miastem książki?
- Nie bylibyśmy skłonni ku temu, ale na tle reszty Ukrainy on wygląda normalnie. Do czego możemy porównać? Jeśli do Sum, to tam jest smutnie, a we Lwowie weselej, bo jest Forum. Ale bez Forum wygląda nie najlepiej, jeżeli chodzi o księgarnie. Księgarnia ma być jak kościół, czyli powinna się znajdować w „pieszej odległości", aby człowiek, wracają do domu, zajrzał i wziął coś do czytania. Książka - to produkt codziennego użytku. Ona powinna być obok. Dopóki nie będzie systemu małych księgarni w pobliżu domów, ani cholery nie potrafimy zrobić.
Info ZAXID.NET
Bracia Kapranow urodzili się 24 lipca 1967 roku w mieście Dubosary, dziś terytorium Mołdawii. Dzieciństwo minęło w Oczakowie obwodu Mikołajowskiego, tam ukończyli szkołę średnią. Języka ukraińskiego w szkole się nie uczyli. Oprócz zwykłej szkoły średniej, ukończyli jeszcze szkołę sportową (zapasy w stylu klasycznym) oraz muzyczną (fortepian). Wykształcenie wyższe otrzymali w Uralskim Instytucie Politechnicznym (m. Swedłowsk) oraz w Moskiewskim Instytucie Energetycznym (specjalność - cybernetyka techniczna). W 1988 roku pobrali się z siostrami-bliźniaczkami.
Autorzy książek - „Kobzar 2000", „Lubczyk", „Rozmiar ma znaczenie", „Ustawa braci Kapranow". Mają wydawnictwo „Zełenyj pes".
Zdjęcie ze strony https://www.unian.net/
Tłumaczenie z języka ukraińskiego Iryny Duch