Weltstadt Lwów?
Wcale nie chodzi mi o to, aby "podciągnąć" Lwów do poziomu miasta światowego. Albo przedstawić go jako miasto światowe. Albo "wyciągnąć" z niego miasto światowe. Gdyż wszyscy wiedzą, że Lwów nie jest miastem, mającym międzynarodowy zakres oddziaływania.
Jest w języku niemieckim jedno słowo, które nie ma odpowiednika w języku ukraińskim. To znaczy, takich niemieckich słów jest wiele, ale teraz chodzi mi tylko o jedno. Brzmi ono Weltstadt. Oczywiście, można go (chyba tak zrobię) przełożyć jako „miasto światowe". Ale czy Ukrainiec wiele z tego zrozumie? A propos, mamy również bardzo sugestywne słowo, które jednak nie wiele rozjaśnia - „miasto europejskie". Ono się często pojawia wraz z przymiotnikiem „prawdziwe" lub „normalne", który też nie wyjaśnia istoty rzeczy.
Co to jest „prawdziwa Europa"? Jaką jest „Europa normalna"? Wygląda na to, że istnieje jakaś jedna Europa. Że istnieje jedna nawet idealna Europa. Że istnieje jedna normalność. Ten wyraz raczej demonstruje nasze tęsknoty i pragnienia, niżeli wzory. Ale tęsknoty i pragnienia - jak, zresztą, i wzory - również bywają bardzo różne. Często one są rozmazane, nieokreślone, niewyraźne. A jednak często są ważniejsze od wszystkich wzorów i pojęć. Dlatego ten wyraz jakoś się zadomowił i nawet, jak widzimy, grzecznie sobie funkcjonuje, pełniąc nie wiadomo jaką funkcję. Czy pojęcie „prawdziwego europejskiego miasta" naprawdę jest owocne, czy rzeczywiście coś dodaje do naszego urbanistycznego zestawu narzędzi? Niewiadomo. Ale nie o tym mowa. A jeśli chodzi o pojęcie „miasta światowego"?
Warto byłoby zastanowić się nad tym, dlaczego dokładne tłumaczenie jest niemożliwe. Tutaj należałoby wziąć pod uwagę pojęcie „niemożliwych" tłumaczeń, które zachęcają raczej albo przejmować słowa w ich oryginalnym brzmieniu (w naszym przypadku zob. tytuł), albo - jak w przypadku „miast światowych" - zmuszają do tworzenia kalek. Najczęściej takie sytuacje językowe wskazują na deficyt nie tyle językowy (one mają charakter wtórny), ile konceptualny, kiedy w rzeczywistości brak jest tego, co nazywamy „konceptem językowym". Innymi słowy, kiedy brak nie tyle i nie w takim stopniu jakichś „realiów", ile pewnej odrębnej „rzeczywistości". Chodzi o brak konwergencji światów, o różnicy w doświadczeniu, o odmienności cywilizacyjne, brak wymiany i wielu innych - a jednocześnie mających dużo wspólnego - światach. Otóż wszystkie te miejsca w języku i w naszym doświadczeniu, gdzie powstają luki, wymagające tłumaczenia (a nie jest go łatwo znaleźć) musimy uzupełniać. Wszystkie te miejsca, gdzie bez kalek lub oryginalnej przenośni można się obejść, zasługują na szczególną uwagę.
Takie miejsca można łatwo poznać po tym, iż brzmią bezładnie - albo w ogóle nie brzmią. Powiedzmy, słownik, spełniając najgorsze moje obawy, podaje tłumaczenie słowa Weltstadt jako „miasto na skalę światową". Tutaj przypomniało mi się także „wydarzenie na skalę światową" i nawet jakiś „emeryta na skalę całego Związku Radzieckiego". W rzeczywistości na Ukrainie nie ma żadnego miasta, które można byłoby ze spokojnym sumieniem nazwać „światowym". Nie mamy własnego „światowego miasta". Nie dziwne, więc, że nie mamy także słowa.
Chciałbym od razu położyć kres ewentualnemu nieporozumieniu, które wywołuje tytuł. Wcale nie chodzi mi to, aby „podciągnąć" Lwów do miasta światowego. Tym bardziej tekstowo. Gdyż Lwów całkiem oczywiście i jednoznacznie miastem światowym nie jest. I nigdy nie był. I chyba już nigdy nie będzie. Bo „miasta światowe" rzadko są owocem świadomej działalności, nawet bardzo i bardzo celowej, nawet bardzo długiej. Tym bardziej nie są one owocem zachcianki intelektualistów, pobocznymi efektami tekstów. Miasta światowe w ogóle tylko po części są rezultatami ludzkiego pragnienia - o wiele częściej są śladami historii i koniunktury. Koniunktury historii. I gospodarki jako części składowej historii w jak najszerszym rozumieniu. Nawet geografia odgrywa tutaj tylko drugorzędną rolę. Przyznam się także, iż „miasta światowe" pozwalają nam na spektrum przeżyć, stanów i wrażeń, niedostępnych gdzie-indziej: ani w zwykłych miastach, ani w zwykłym świecie, i właśnie dlatego już posiadają swoją niepowtarzalną - jak mi się wydaje, przede wszystkim, estetyczną - wartość. I swój niezaprzeczalny „światowy urok". Ale ono nie jest konieczne dla życia. „Miasto światowe" warto bodaj raz przeżyć, ale nie koniecznie w nim na stałe mieszkać.
A jednak chcę powiedzieć, że Lwów mimo wszystko jest miastem światowym. Powoli staje się światowym, ale całkiem w innym sensie, niż ten, o którym tutaj mówimy, i chyba w innym sensie, niżeli pragnęłaby tego większość jego mieszkańców. I właśnie w tym sensie całkiem możemy po-pierwsze uświadomić sobie ten warunek - „światowość" Lwowa - to znaczy, przenieść ją ze stanu drzemki do stanu aktywnego. A po drugie, uświadomiwszy ją, podsycać zarówno na swoją korzyść, jak i całego świata. I już w tym w znacznej mierze dostrzegam dużą cenność Lwowa. Którą on mógłby mieć, ale której na razie rozsądnie nie wykorzystuje z własnej winy. Pozbawia go to w znacznym stopniu jego atrakcyjności, którą mógłby mieć - w dodatku do tej, którą już posiada. Ale o tym nieco później.
Teraz wróćmy do tradycyjnych znaczeń „światowego miasta". Takim może rzeczywiście być „miasto na skalę całego świata". Albo miasto, znane na całym świecie. Albo takie, które dzięki mieszance kultur, narodów, tradycji, ras jego mieszkańców nie tylko odzwierciedla rozmaitości świata, ale także one wzajemnie na siebie oddziaływają. Takie miasto jest zdolne umieścić odbitek świata. Miasto - to model świata. Albo takie miasto, które jest sceną, gdzie są ważone losy świata. Albo takie, które sposobem swego istnienia mówi o ogólnoświatowych tendencjach. Oddziałuje na tendencje światowe. Całkiem oczywiste jest, ze Lwów - ani żadne inne ukraińskie miasto - światowym miastem w żadnym z tych znaczeń nie jest.
Teraz powstaje zasadnicze pytanie: dlaczego zechciałem ubierać Lwów w szaty „światowego miasta"? Jedna rzecz jest jasna: nie ze względów apologetycznych, mówiąc, że Lwów, rzecz jasna, jest „miastem światowym", tylko sam świat nic o tym nie wie, on zapomniał o swoim świecie, dlatego należy mu o nim przypomnieć w sposób jak najbardziej przekonujący. A jeśli mu się nie uda, - gdyż „świat" to kategoria nie tylko bardzo potężna, ale do tego jeszcze bardzo efemeryczna - to przynajmniej samym sobie wytłumaczyć. Innymi słowy, pocieszyć swoje uwrażliwione marnotrawstwo.
Nie: tutaj ważna dla mnie jest gra słów, która pomoże zrealizować tę grę znaczeń, na których mi zależy. Słowo „światowy" można zrozumieć także w następujący sposób: jaki ono ma stosunek do świata. I do dużego współczesnego świata w ogóle, i do własnego świata. Świata swej przeszłości i świata swego współczesnego otoczenia, dla którego stanowi centrum przyciągania. I - jest to decydujące - na ile ono ten stosunek uświadamia, ceni i jest gotowe nieść. Gotowe nie tylko unieść, ale także nacieszyć się nim.
W tym miejscu muszę podkreślić jedną zasadniczą dla mnie rzecz. „Światowość" nie ma dla mnie nic wspólnego z globalizacją. Świat nie przychodzi w postaci ogólnoświatowych koncernów, ich przedstawicielstw i produkcji. One bez tego dawno już tutaj są. I mieliśmy nawet dosyć czasu, aby się przekonać, że nie na tym polega szczęście. Globalność - to świat. Globalizacja w ogóle nie potrafi dodać nic ważnego do rozumienia świata, oprócz samej siebie. A propos, to, czym w moim rozumieniu jest „świat" dla Lwowa, także chyba w żadnym razie nie przymnaża szczęścia, gdyż często jest bardzo smutne. Ale, być może, potrafi dać nam większą głębie zrozumienia i po woli likwidować naszą niedobrą prowincjonalność.
Lwów setkami tysięcy nici jest związany z całym światem za pośrednictwem osób, które kiedyś byli lwowianami, ale z różnych powodów przestali tutaj mieszkać (albo w ogóle przestali żyć), nie przestawszy jednak być mieszkańcami tego miasta. Tych nici jest tak dużo, że śmiało możemy twierdzić o tkaninie, która jest naszym lwowskim światem poza Lwowem. Tkanina świata. Jeśli nadal będziemy traktować tych osób jako takich, które nie tylko są związane ze Lwowem, ale z którymi my jesteśmy związani, które nas interesują, - albo, przynajmniej, ich historie nas interesują, bo pomagają nam lepiej zrozumieć nasze własne historie i miejsce, gdzie one się odbywają - wtedy okaże się nie tylko, że Lwów jest bardziej związany ze światem, niż my sobie często możemy wyobrazić, ale także, iż w samym Lwowie - właśnie w powodu naszego zainteresowania i zaangażowania - o wiele więcej jest świata, niżeli my często w naszym lwowskim samozadowoleniu sobie fantazjujemy. Te związki, te historie są czymś większym, niżeli archiwum pamięci naszego miasta. One są gwarantami jego związków ze współczesnością, aktualnością świata. A propos, one są najbardziej pewne, gdyż gwarantują związki emocjonalne.
Bo Lwów często chodził po świecie, szczególnie w XX wieku. Wychodził w świat i bardzo często, jeśli nie przeważnie, stamtąd już nie wracał. W XX wieku szczególnie dużo lwowian wyruszyło stąd także w ten inny świat, z którego nikt już nie wraca. Duża, bardzo duża część Lwowa poszła w świat i nie wróciła.
Tylko od nas zależy teraz, czy zechcemy uznać ten Lwów za swój. A wraz z nim i te światy, dokąd wyruszyli lwowianie i nie wrócili. Czy zechcemy wpuścić do Lwowa ich światy przez nas. Czy, odwrotnie, będziemy uważać, że z „naszym", „swoim" Lwowem one nie mają nic wspólnego i cieszyć się, że oni zwolnili dla nas miejsce. I w ten sposób uczynić go miastem światowym. A gdzie jest światowość, tam jest świeckość. W sensie manier. A świeckość lwowian dla mnie byłaby dodatkowym - wcale nie nieprzyjemnym - drugorzędnym efektem ich światowości.
Lwów - to właśnie świat, który mógłby do Lwowa wrócić. A świat - to w pewnym sensie Lwów, gdyż stale idzie i, albo wraca, albo nie.
Zdjęcie ze strony www.vlvov.ru
Tłumaczenie z języka ukraińskiego Iryny Duch